KINGSNAKE
One Eyed King Of The Blind
2013
Renesans rocka lat 70. jest faktem i już nie dziwią kolejne kapele, które swą muzyką oddają hołd Deep Purple, Black Sabbath czy Thin Lizzy. Prawdziwą kopalnią talentów jest Szwecja (Graveyard, Free Fall, Spiritual Beggars), ale także Brytyjczycy i Niemcy (Kadavar) mają tu coś do powiedzenia, a i konserwatywna Ameryka ma coraz więcej takich zespołów. Po rewelacyjnych Mad Shadow, Orchid i ostatnio Scorpion Child, pora na przedstawienie Kingsnake. Założony w 2006 roku kwartet z Filadefii ma już za sobą całkiem niezły debiut, teraz zaś proponuje równie udany drugi album. Wprawdzie One Eyed King Of The Blind nie porwał mnie aż tak, jak dzieła wymienionych wyżej kapel z USA, jednak narzekać też nie mam na co. Po prostu same kompozycje są nieco słabsze, za bardzo zdominowane przez charyzmatyczny głos Billa Jenkinsa – wokalisty i gitarzysty Kingsnake, jednak sekcja rytmiczna i gitary pracują jak należy, a odpowiednio surowe brzmienie dopełnia reszty. Duch lat 70. obecny jest w każdym utworze, z których szczególnie polecam Bullets & Kisses, Whispering Eye i Fang Of The Cobra. W zasadzie mógłbym też dodać przebojowy Mountain Girl, a także końcowe, instrumentalne partie w Too Little, Too Late oraz Know The Way Down, i tym sposobem wymieniłem większość nagrań. Muzyka Kingsnake nie jest oryginalna, ale to wcale nie zarzut. Bardzo lubię takie granie – mocne, ciężkie, oparte na bluesie, praktycznie bez nawet jednej ballady. To płyta dla dojrzałych facetów, głównie tych wychowanych na Sabbathach i Purplach. Te same klimaty, to samo brzmienie, i podobne emocje. Brak wiodącej kompozycji, jednak całość dość równa i utrzymana na wysokim poziomie.