Quo vadis Zizou czyli pierwsze problemy Zidane’a

Zidane Real Madryt problemy koniec serii zwycięstwReal Madryt stracił pierwsze ligowe punkty w tym sezonie i od razu rozpętała się dyskusja na temat metod pracy i kwalifikacji Zinedine’a Zidane’a do prowadzenia klubu. Wtrącę i ja swoje trzy grosze zaznaczając na początku, że to dyskusja nie o warsztacie trenera, tylko o faktycznych wynikach jego pracy. Innymi słowy – czy Królewscy pod jego wodzą naprawdę grają lepiej? Osobiście uważam, że absolutnie nie. Że ta strata punktów i tak przyszła dość późno, bo Real od dawna nie zachwyca swą grą. I nie widzę żadnej innej zmiany, jak tylko ta wynikająca z tego, że po ostrych wymaganiach Beníteza, którego jawnie sabotowali, panowie piłkarze dostali trenera, którego lubią i akceptują, więc czasem łaskawie powalczą na miarę swych możliwości. Ale tylko czasem.
   Nie będę się długo rozwodził nad mankamentami gry Los Blancos, bo piszę o tym po każdym meczu i nic się nie zmienia, a poza tym głębszą analizę przedstawiłem 16 lutego w artykule Zidane 5-1-0. Aż trudno uwierzyć, ale wszystkie 7 wymienionych tam grzechów głównych gry madrytczyków można śmiało powtórzyć i dzisiaj. Nic się nie zmieniło! Owszem, w międzyczasie Real Zidane’a zanotował spektakularną serię 16 ligowych wygranych z rzędu, a nawet wygrał Ligę Mistrzów, i tego nie wolno negować. Ale czy nawet wtedy zachwycał swą grą? Nie oszukujmy się, wiemy w jakim stylu osiągnięto te wyniki. Seria ligowa znaczy niewiele – w 25 meczach Zidane wygrał 21 razy wyprzedzając nawet Ancelottiego i Mourinho, ale liderem takiego zestawienia jest… Tito Vilanova (22 zwycięstwa Barcelony). Czy to najlepszy trener świata, czy może raczej dostał ekipę, którą każdy by poprowadził? Zizou wygrywał często fartem lub rzutem na taśmę, więc nawet jeśli wynik cieszy, to gra już niekoniecznie. To samo dotyczy Ligi Mistrzów, której wygranie przesłoniło faktyczny obraz tej drużyny. Wielki szacunek za to osiągnięcie po zaledwie 5 miesiącach pracy, lecz nie zapominajmy okoliczności tej wiktorii. Ćwierćfinałowej przegranej z Wolfsburgiem po katastrofalnej grze i szczęśliwej remontady w rewanżu. Półfinałowej wygranej nad City dzięki tylko jednej samobójczej bramce (rykoszet po strzale Bale’a). Wreszcie finału z golem ze spalonego i przestrzelonym karnym Juanfrana, który dał Realowi Undécimę. Wtedy Zidane był bohaterem. Wprowadził rodzinną atmosferę do szatni i w ten sposób uratował przegrany sezon. Czy coś Wam to przypomina?
Trzy lata wcześniej do Madrytu zawitał Carlo Ancelotti. Miły, grzeczny, ułożony miał gasić pożary po Mourinho, który sadzał na ławce gwiazdy bez formy i skłócił szatnię. Carlo dostał w spadku gotową drużynę plus Bale’a i Isco (a pierwszy sezon tych obu był naprawdę świetny), uspokoił atmosferę i to wystarczyło, by wygrać Ligę Mistrzów. Potem, gdy zarzucił styl Mourinho, zabił słynne kontry i zaczął wprowadzać swoje mądrości (jeden skład, jedna taktyka, klepanie i wrzutki), poległ na całej linii i musiał odejść. Pozostawił jednak swojego ucznia – Zinédine Zidane po nieudanej przygodzie z trzecią ligą z marszu wszedł do pierwszej drużyny gasić pożary po Benítezie i co zrobił? Dokładnie to samo. Miła atmosfera dała Ligę Mistrzów i nikogo nie obchodziło, że drużyna nie gra dobrze, że wiele rzeczy kuleje, że gracze są leniwi, nie walczą na sto procent, itd. Wyniki broniły trenera. Radość z wygrania tego trofeum przesłoniła wszelkie mankamenty. Zapomniano, że w ostatnich 2 latach to jedyne trofeum, a pozostałe 5 zgarnęła Barcelona. Uwierzono, że najlepsi zawodnicy są już w Madrycie i zaniechano wzmocnień składu. Nie kupiono żadnej gwiazdy zostawiając stare i zmurszałe BBC. I tu dochodzimy do sedna – bo miało być krótko i znów mi nie wychodzi…
W drugim sezonie Zinédine Zidane realizuje swój autorski projekt. Tak jak Carlo Ancelotti, który też zaczął serią 22 wygranych, a potem frajersko tracił punkty i skończył z niczym. Od czego zaczął trwonić przewagę nad Barceloną? Od 1-1 z Villarrealem na Bernabéu! Potem była kolejna strata (nie chcę być czarnowidzem, ale jutro Real gra z Las Palmas, i jeśli tam straci punkty – a straci na pewno, jeśli zagra tak słabo jak w Madrycie, analogia będzie aż nadto widoczna) i dalszy ciąg znamy. To wcale się nie musi powtórzyć, jeśli działacze w Madrycie (a przede wszystkim sam trener) przestaną żyć w matriksie, dostrzegą błędy i zaczną je wreszcie naprawiać. Inaczej czeka nas powtórka z rozrywki i kolejny rok bez trofeów. Dziękujemy za Undécimę, ale to już nowy sezon i nowe wyzwania. Miesiąc miodowy się skończył i nie ma już taryfy ulgowej. Ani dla piłkarzy, ani dla trenera. To Zidane odpowiada za tę ekipę, nikt inny. Nie chciał transferów to musi pokazać, że miał rację. Póki co Real nie ma stylu, gra wolno i apatycznie, do tego schematycznie (klepanie i wrzutki), bez pressingu, wychodzenia na pozycje, aktywności i ruchu z przodu. Zbyt często oddaje inicjatywę (nawet słabym rywalom) i nie korzysta z kontrataków (zamiast tego zwalnia akcję i pozwala przeciwnikowi cofnąć się i ustawić). Brakuje prostopadłych podań i kreatywności w ataku, nadal są widoczne dziury między formacjami. To w takim razie od czego jest Zidane? Co ćwiczy na treningach, jak panowie mają kłopot z wymianą kilku podań w tempie? Mogę dalej wymieniać, tylko po co? Jak wytłumaczyć, że madrytczycy źle wchodzą w mecze i w kilku kolejnych odpuszczaają pierwszą połowę? Raz za razem? Co na to trener? Na każdej pomeczowej konferencji podkreśla, że wyeliminuje błędy, lecz tego nie robi. Jest wciąż zadowolony z gry. Jak może być zadowolony, gdy jego gracze nie gryzą trawy, nie wykazują zaangażowania? Zatrudnił świetnego (podobno) człowieka od przygootowania fizycznego, a chłopakom się nie chce biegać na starcie rozgrywek? To gdzie jest twarda ręka trenera, ja się pytam? Co do formy poszczególnych graczy, to też można długo pisać. Ja wiem, że Cristiano i Benzema wrócili po kontuzji, ale skoro są w tak katastrofalnej dyspozycji – czyli nie są gotowi, to dlaczego nie grają inni? Dwaj piłkarze, którzy mają ciągnąć atak, stoją jak kołki i są najgorsi na boisku? A trzeci też niewiele pokazuje. Więc o co chodzi? Dlaczego rywale mogli jakoś utrafić z formą, a wielki Real nie? Gdzie się nie dotknąć – to problem. Więc czy Zidane naprawdę sobie radzi? Czy jest tak dobrze jak mówi? Czy za chwilę nie obudzi się z ręką w nocniku?
Kibic zawsze wierzy. Ja też wierzę, że nie będzie tak źle, jednak powodów do optymizmu na razie nie ma. Real od lat powiela te same błędy i żaden z kolejnych trenerów nie potrafi tej drużynie nadać stylu. Więc może jednak gdzie indziej leży problem? Jak widzę lekkość gry Liverpoolu czy Dortmundu – drużyn złożonych z mało znanych piłkarzy, to nie rozumiem, dlaczego Madryt tak się męczy. A właściwie rozumiem, ale nie chcę tego przyjąć do wiadomości – to zmęczenie materiału. Starość, wypalenie, spełnienie, brak charakteru. Za dużo tu świętych krów, które grają za nazwiska a nie formę i umiejętności, którym nie chce się biegać i walczyć. Od dawna apeluję o trochę świeżej krwi, zakup graczy technicznych w miejsce drewniaków bez dryblingu, młodych walczaków zamiast wyblakłych gwiazdorów, piłkarzy chętnych zostawić serce i płuca na boisku w miejsce tych, co tylko stoją i czekają na patelnię od kolegów. Tylko że nikt na taką rewolucję się nie odważy. A już na pewno nie Zidane, który jest tu od lat, kocha tych chłopaków i nie da ich tknąć. To nie wróży dobrze. Real ma wielką historię i od takiego klubu oczekuje się nie tylko wyników, ale i gry na pewnym poziomie. Dotąd wyniki broniły szkoleniowca – gdy ich zabraknie, jego dni przy Concha Espina będą policzone. Myślę, że Zizou o tym wie i coś z tym zrobi. Najlepiej jak zacznie już od jutra…

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: