Remontada to ostatnio najczęściej powtarzane słowo w kręgach związanych z Realem Madryt. Oznacza odwrócenie losów przegrywanego meczu i pojawia się zawsze po istotnej dla losów rywalizacji porażce drużyny. W tym przypadku chodzi o dwumecz z Wolfsburgiem w ramach ćwierćfinału Ligi Mistrzów, który miał być spacerkiem, a przez brak zaangażowania okazał się prawdziwą drogą przez mękę. Po katastrofalnej postawie Królewskich uznawane za najsłabszą ekipę w ósemce Wilki sprawiły niespodziankę wygrywając u siebie 2-0 i całe madridismo znów musiało przywoływać ducha remontady, bo nikt nie wyobrażał sobie, że w potyczce z niemieckim średniakiem Blancos mogą odpaść i stracić szansę na wywalczenie jedynego trofeum w tym sezonie. Nieważne, że w ostatnich latach to hasło jest puste, bowiem Real ostatnią remontadę zanotował w 2002 roku ogrywając Bayern i ostatecznie wygrywając całe rozgrywki. Fani zawsze muszą wierzyć i z pewnością nie mieliby nic przeciwko, by sytuacja się powtórzyła. Najpierw jednak trzeba było zmazać fatalne wrażenie z pierwszego występu i pewnie pokonać Wolfsburg. Przesłanie wobec piłkarzy było jasne: remontada albo remont ekipy.
Królewscy od samego początku ostro ruszyli na rywala. Wprawdzie gra się nie układała i w pierwszym kwadransie nie stworzyli dobrych sytuacji bramkowych (poza nieoczekiwaną główką Ramosa w poprzeczkę), ale widać było właściwe nastawienie graczy. Było dużo biegania, pressing, zaangażowanie, brakowało tylko goli. W 16 minucie goście po raz pierwszy się pomylili – piłka odbita od obrońcow po dośrodkowaniu Carvajala trafiła pod nogi Cristiano Ronaldo i było 1-0. Ledwo minutę później po rzucie rożnym Kroosa Portugalczyk trafił ponownie i stan dwumeczu został wyrównany. I wtedy nastąpiło to, co przerabialiśmy i za Ancelottiego, i za Beníteza – zamiast dobić rywala, Real cofnął się i oddał inicjatywę. W efekcie do przerwy grali głównie Niemcy i to oni stworzyli dwie świetne okazje bramkowe – raz Królewskich uratował Navas, za drugim razem w idealnej sytuacji pogubił się Luiz Gustavo. W odpowiedzi gola mógł strzelić Benzema lecz uderzył zbyt lekko.
Po zmianie stron nastąpiła też zmiana nastawienia – Blancos ponownie natarli starając się o trzeciego gola. Najbliżej był Ramos, gdy w 66 minucie jego główka trafiła w słupek. Bramka nr 3 padła 11 minut później, gdy król wieczoru Ronaldo precyzyjnie uderzył z rzutu wolnego. To jego piąty hat-trick w Lidze Mistrzów, zaś w tegorocznej edycji CR7 ma już 16 bramek. Ściga własny rekord z sezonu Décimy, gdy miał na koncie 17 goli. Dzisiaj był prawdziwym liderem zagrzewając kolegów do walki, a publikę do dopingu. Po stracie szans na dogrywkę goście nie mając nic do stracenia śmiało atakowali, lecz obrona ekipy Zizou była bezbłędna. Madrytczycy mogli nawet podwyższyć wynik, jednak Benaglio efektownie wybronił strzały Benzemy i Jesé. Tak oto wytęskniona remontada stała się faktem i Real zgodnie z oczekiwanimi awansował do półfinału Ligi Mistrzów po raz szósty z rzędu. Po wylosowaniu wicemistrza Niemiec nikt nie myślał, że będzie tak trudno, ale właśnie takie mecze wzmacniają ducha drużyny. Teraz ze spokojem można czekać na jutrzejsze rozstrzygnięcia i piątkowe losowanie.
Plus meczu: Cristiano Ronaldo, Bale