CAPTAIN AMERICA: THE WINTER SOLDIER Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz

Kapitan Ameryka Zimowy żołnierz recenzja Russo Redford Evans JohanssonCAPTAIN AMERICA: THE WINTER SOLDIER
Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz

2014, USA
sci-fi, fantasy, reż. Anthony Russo, Joe Russo
altaltaltaltalt

Specjalizująca się w kinie fantasy i science-fiction amerykańska wytwórnia Marvel Studios nie zwalnia tempa, a jej ekranizacje komiksów są coraz bardziej widowiskowe i coraz lepsze fabularnie (przykładem choćby druga odsłona Thora). Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz to obok Avengers najlepsza z jej dotychczasowych produkcji. O ile jednak film Jossa Whedona poza fantastyczną i nieco przegiętą na końcu akcją bazował na starciu silnych osobowości bohaterów i wynikających stąd perypetiach, o tyle bracia Russo idealnie zrównoważyli poszczególne elementy opowieści. Niczego nie ma w nadmiarze, wszystko jest na swoim miejscu i idealnie pasuje, z pasjonującą fabułą, dynamiczną akcją, znakomitymi aktorami, efektowną scenografią i perfekcyjnym montażem na czele. Jeśli jakieś drobiazgi szwankowały (jak zbyt łatwe odnalezienie się bohatera II wojny światowej w XXI wieku) czy nie były zgodne z literackim pierwowzorem (nie jestem fanem komiksów i porównywanie ich treści z filmem zostawiam innym), celowo je pominę, by nie psuć piorunującego wrażenia, jakie robi najnowsze dzieło Marvel Studios.
   Szczegółowe opisywanie treści chyba nie jest potrzebne – jak zwykle w tego typu opowieściach światu zagraża niebezpieczeństwo, a korzystający z nadprzyrodzonych mocy główny bohater ma je zlikwidować. Wystarczy napisać, że intryga jest grubymi nićmi szyta, zwroty akcji wzorcowe, nie ma zbędnego patosu (jaki wylewał się z dość słabej jak na marvelowskie standardy, pierwszej części Kapitana Ameryki), a efekty wizualne wgniatają w fotel, są jednak użyte wtedy i tylko wtedy, gdy wymaga tego scenariusz. Ten z kolei mocno nawiązuje do wydarzeń znanych z Avengers, stanowiąc niejako ich kontynuację – stąd oprócz Steve’a Rogersa czyli Kapitana Ameryka (znacznie lepszy niż wcześniej Chris Evans, który w poprzednich odsłonach grał nieco drętwo) w filmie występują też inne znane postacie – Nick Fury (Samuel L. Jackson, który wreszcie ma poważniejszą, nie tylko epizodyczną rolę) i agentka Natasha Romanoff czyli Czarna Wdowa (wspaniała Scarlett Johansson, która kradnie show pozostałym kolegom po fachu). Jest też Bucky Barnes (Sebastian Stan), dawny przyjaciel Rogersa, który zmutowany przez eksperymenty Hydry powraca jako tytułowy Zimowy żołnierz – psychopatyczny i bezlitosny, ale rozdarty wewnętrznie czarny charakter. Nie za wiele go na ekranie, ale gdy się już pojawia, ciśnienie znacząco rośnie. Jeśli komuś mało, to na deser jest jeszcze wielki klasyk kina – sam Robert Redford w roli szefa T.A.R.C.Z.Y. Dużo tych bohaterów jak na film o Kapitanie, ale bez obawy – wciąż to Rogers gra pierwsze skrzypce i wreszcie ma okazję się wykazać w walce, bo w poprzednich filmach miał jedynie epizody. Warto dodać, że wszystkie postacie są świetnie rozpisane – to bohaterowie z krwi i kości, a jeśli ktoś nie oglądał poprzedniej części i obawia się zagubienia w natłoku wydarzeń – nie ma obawy, wizyta w muzeum poświęconym Kapitanowi Ameryka na samym początku filmu poda w pigułce wszystko to, co należy wiedzieć. Znakomity pomysł.
   Jeszcze kilka miesięcy przed nami, lecz na tę chwilę w kategorii czysto rozrywkowego kina fantasy w roku 2014 Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz nie ma żadnej konkurencji. Co go może przebić? Z pewnością kolejne produkcje Marvel Studios…
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: