I SPIT ON YOUR GRAVE Bez litości

I SPIT ON YOUR GRAVE
Bez litości

2010, USA
horror, reż. Steven R. Monroe

Muszę przyznać, że bardzo lubię horrory o dużym stopniu realizmu – bez duchów, zjaw, potworów i innych bzdur, które kompletnie odrealniają opowiadane historie. Lubię, gdy strach wynika z grozy prawdziwej, możliwej do zaistnienia sytuacji – wtedy boję się najbardziej, bo tak pokazane zło może mnie spotkać. Jest realne i namacalne. Dobry przykład takiego kina to Eden Lake, Ostatni dom po lewej czy omawiany właśnie Bez litości (lub Pluję na twój grób – by być w zgodzie z oryginałem). Ktoś powie, że film bez elementu nadprzyrodzonego to nie horror, ale to zbyt proste rozróżnienie. Gdy poziom zła w człowieku znacznie przekracza przyjęte normy, ludzie giną w dziwnych okolicznościach i trudno to racjonalnie uzasadnić – też jest to horror (lub jego odmiana – slasher). Zresztą – mniejsza o nazwę.
   Bez litości to opowieść o zemście. Główną bohaterką jest młoda pisarka, która wynajmuje chatkę na wsi, by w ciszy i spokoju tworzyć swą kolejną powieść. Gdy jednak wieść o przybyciu atrakcyjnej nieznajomej rozejdzie się po okolicy, nie będzie jej dane zaznać spokoju. Zostaje napadnięta, brutalnie pobita i zgwałcona przez bandę lokalnych zwyrodnialców. Gdy cudem unika śmierci, postanawia się zemścić. I choć sposoby rewanżu są niezwykle wyrafinowane i tutaj fantazja nieco poniosła twórców, to jednak nietrudno wyobrazić sobie całą wcześniejszą sytuację. Film jest niezwykle dosadny, momentami wręcz obrzydliwy i zdecydowanie odradzam seans osobom wrażliwym. Jednego nie można mu odmówić – wywołuje ogromne emocje, a przecież o to chodzi w kinie. Klimat budowany jest powoli, ale bardzo umiejętnie i skutecznie – widz domyśla się, co za moment nastąpi, lecz i tak denerwuje się tymi wydarzeniami. Sam zaciskałem pięści czekając, kiedy role się odwrócą, bo przecież takie bestialstwo wobec niewinnej dziewczyny nie może pozostać bezkarne. W życiu czasem tak, ale w filmie zdecydowanie nie.
   Sam obraz pana R. Monroe nie jest nowy – oryginał w 1978 roku nakręcił Meir Zarchi. Remake nie wnosi wiele nowego, ale wystarczy lepsze aktorstwo i lepsza jakość nagrania, by na nowo rozkoszować się tą prostą opowieścią. Może brak tu głębi, portretów psychologicznych głównych postaci, ale mnie to kompletnie nie przeszkadza w odbiorze tej tragicznej historii. Czy sadystyczny bandyta musi mieć konkretny powód do swoich działań, a ja muszę go znać? Chyba niekoniecznie. Ocenę zachowania obu stron reżyser pozostawił widzowi. Jego opowieść przeraża i irytuje (zwłaszcza scena gwałtu i poniżenia dziewczyny wydaje się zbyt długa), ale zarazem trzyma w napięciu przez cały seans. Lubię takie kino i gorąco polecam.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: