LAST HOUSE ON THE LEFT
Ostatni dom po lewej
2009, USA
thriller, reż. Dennis Iliadis
Niedawno miałem ochotę na mocne wrażenia i z przyjemnością przypomniałem sobie dzieło mało komu znanego Dennisa Iliadisa. Grecki reżyser postanowił odkurzyć absolutnego klasyka gatunku, słynny film z 1972 roku Ostatni dom na lewo, który rozpoczął wielką karierę Wesa Cravena. Trzeba przyznać, że zrobił to znakomicie, oferując widzowi jeden z lepszych thrillerów ostatnich lat. Dzieło Iliadisa może nie szokuje tak, jak oryginał 40 lat temu (bo czasy się zmieniły i dzisiaj trudno w ogóle czymkolwiek zadziwić widza), ale gra na emocjach i trzyma w napięciu od początku do samego, nieco przegiętego końca. Przyznam, że lubię takie klimaty, kiedy groza obrazu wynika z realnej sytuacji, która mogłaby się przydarzyć każdemu z nas. Okrucieństwo człowieka wobec drugiego przeraża mocniej niż najbardziej wymyślne duchy czy potwory. Podobnie było we wcześniejszym, znakomitym Eden Lake, jak też nieco młodszym Bez litości.
Ostatni dom po lewej przedstawia koszmar idealnej, amerykańskiej rodziny (pan doktor z uroczą małżonką i dorastającą córką), udającej się na rodzinny wypad do domku nad jeziorem. Mari w pobliskim miasteczku spotyka przyjaciółkę i dziewczyny postanawiają zabawić się z nowo poznanym chłopakiem. Naiwność i głupota będą je wiele kosztować bowiem w motelu natrafiają na trójkę zbiegłych z więzienia bandytów. Zostają porwane, brutalnie pobite i zgwałcone. Paige traci życie, podczas gdy rannej Mari udaje się uciec. Postrzelona cudem dociera do domu – ostatniego domu po lewej, w którym akurat schronili się jej oprawcy. Prawdziwe emocje zaczynają się w momencie, gdy rodzice Mari dowiadują się, komu udzielili gościny.
Dzieło Iliadisa niepokoi i intryguje widza, zaś rozgrywka psychologiczna między gospodarzami a ich gośćmi rozegrana jest po mistrzowsku. Reżyser w ciekawy sposób pokazuje, do jakich zachowań zdolny jest normalny, dobry z natury człowiek, gdy skrzywdzi się jego ukochaną osobę. Litość nie wchodzi w grę, a zemsta smakuje tym lepiej, im bardziej wyrafinowane formy przyjmuje. Historia jest świetnie opowiedziana i uzupełniona znakomitym aktorstwem. Gdyby nie zepsuta, mocno naciągana i niepotrzebna końcówka, byłby to film idealny. Uprzedzam jednak, że Ostatni dom po lewej to mocne i brutalne kino, nie dla osób delikatnych i wrażliwych.
Ostatni dom po lewej przedstawia koszmar idealnej, amerykańskiej rodziny (pan doktor z uroczą małżonką i dorastającą córką), udającej się na rodzinny wypad do domku nad jeziorem. Mari w pobliskim miasteczku spotyka przyjaciółkę i dziewczyny postanawiają zabawić się z nowo poznanym chłopakiem. Naiwność i głupota będą je wiele kosztować bowiem w motelu natrafiają na trójkę zbiegłych z więzienia bandytów. Zostają porwane, brutalnie pobite i zgwałcone. Paige traci życie, podczas gdy rannej Mari udaje się uciec. Postrzelona cudem dociera do domu – ostatniego domu po lewej, w którym akurat schronili się jej oprawcy. Prawdziwe emocje zaczynają się w momencie, gdy rodzice Mari dowiadują się, komu udzielili gościny.
Dzieło Iliadisa niepokoi i intryguje widza, zaś rozgrywka psychologiczna między gospodarzami a ich gośćmi rozegrana jest po mistrzowsku. Reżyser w ciekawy sposób pokazuje, do jakich zachowań zdolny jest normalny, dobry z natury człowiek, gdy skrzywdzi się jego ukochaną osobę. Litość nie wchodzi w grę, a zemsta smakuje tym lepiej, im bardziej wyrafinowane formy przyjmuje. Historia jest świetnie opowiedziana i uzupełniona znakomitym aktorstwem. Gdyby nie zepsuta, mocno naciągana i niepotrzebna końcówka, byłby to film idealny. Uprzedzam jednak, że Ostatni dom po lewej to mocne i brutalne kino, nie dla osób delikatnych i wrażliwych.