Od katastrofy i atmosfery klęski do euforii i wielkich nadziei – obecny sezon w wykonaniu Realu to istna sinusoida, niestety z większą ilością upadków niż wzlotów. Trzy tygodnie temu, gdy madrytczycy celująco zdali egzaminy poza Madrytem (remis na Camp Nou i wygrane z Atlético i Ajaxem) wydawało się, że wszystko już jest dobrze, po kilku mizernych miesiącach drużyna wreszcie złapała rytm i czeka nas fascynujący finisz rozgrywek. Potem nadeszła kompromitacja z Gironą i cały wysiłek został zmarnowany. Liga odjechała, morale podupadło na tyle, że Real z Levante zanotował kolejny bezbarwny występ i do meczów z Barceloną przystępował w nie najlepszym momencie. Dwie porażki z Katalończykami ostatecznie zamknęły drogę do trzech pucharów (zgarnie je zapewne Blaugrana, jak co roku zresztą) i podkopały pewność siebie ekipy Solariego. Trudno się dziwić, na boisku nie wygląda to dobrze, a 6 porażek na Bernabéu nie oglądano tu od kilkunastu lat. Kiedyś to była twierdza, a nie boisko treningowe dla gości. Jednak nadal pozostała w grze Liga Mistrzów – jedyne rozgrywki, z których Real jeszcze nie odpadł. Dzisiaj w rewanżowym meczu 1/8 finału z Ajaxem Los Blancos walczyli więc nie tylko o prestiż czy honor, ale także o to, by sezon nie skończył dla nich już 5 marca. Mieli zagrać tak, by po blamażu z Barceloną kibice odzyskali wiarę w ten zespół. Zwycięstwo 2-1 w Amsterdamie (wymęczone, ale jednak zwycięstwo) stawiało Królewskich w roli faworyta, ale własne boisko już dawno przestało być ich atutem. Wiadomo było, że Ajax ruszy z impetem, podobnie jak zrobił to trzy tygodnie temu. Holendrzy nie mieli nic do stracenia, a skoro w Madrycie wygrała nawet Girona…
Żarty się skończyły. Czas wymówek minął. Trzeba było zagrać z werwą, pokazać jaja (bo wyjątkowo bezjajeczny ten Real ostatnio) i wreszcie zacząć strzelać gole, bo tak marnie pod tym względem nie było od dekady. Ale z werwą zagrali goście. Ajax wygrał 4-1 i wyrzucił Królewskich z rozgrywek. Co gorsza, wygrał zupełnie zasłużenie, a wynik mógł być znacznie wyższy. Leżącego się nie kopie więc tym razem odpuszczę tradycyjny pomeczowy komentarz. Holendrzy dominowali od początku do końca, podobnie jak w Amsterdamie, z tą tylko różnicą, że tam nie byli skuteczni, a w Madrycie i owszem. Dzisiaj wygrał futbol. Ajax grał w sposób zdyscyplinowany i atrakcyjny dla oka, było dużo ruchu bez piłki, dokładnych podań, akcji na jeden kontakt. Goście robili wszystko to, co ospałemu Realowi nie wychodziło. Szybko strzelili dwa gole, po przerwie dołożyli kolejne dwa, honorowe trafienie dla madrytczyków zaliczył Asensio. Katastrofalnie zagrała pomoc, zwłaszcza Kroos, po zejściu Lucasa i Viníciusa (obaj doznali kontuzji w pierwszej połowie) atak praktycznie nie istniał, a leniwe klepanie i bezmyślne wrzutki w puste pole karne były niegodne tego, do czego przywykli widzowie na Bernabéu. Tak oto
panowie milionerzy świętowali ostatki – jutro Środa Popielcowa, początek wielkiego postu i oczekiwania na Wielkanoc. W Madrycie ostatki oznaczają koniec sezonu (piłkarze postanowili zafundować sobie dodatkowe trzy miesiące wakacji) i oczekiwanie na zmiany, które tym razem muszą nadejść. Przespano wymianę pokoleniową, osłabiano drużynę w kolejnych okienkach transferowych i teraz trzeba wreszcie iść na całość i sprowadzić piłkarzy, którym będzie się chciało grać. Ta ekipa jest skończona, pozbawiona energii i niezdolna do wysiłku, a sama młodzież nie dźwignie całego sezonu. Real grając trzy mecze na własnym stadionie w ciągu jednego „czarnego” tygodnia odpadł z trzech rozgrywek – w środę z Pucharu Króla, w sobotę zakończył walkę o mistrzostwo, a we wtorek przegrał Ligę Mistrzów. Santiago Solari jako trener też jest skończony. Czas na zmiany.