REAL-VILLARREAL 0-1 Degrengolada totalna

Real-Villarreal 0-1 hiszpańska la liga 2017/2018Nastały trudne czasy dla kibiców Realu Madryt. Każdy kolejny mecz to rozczarowanie i męczarnie dla oczu, a trener nic nie zmienia, udaje, że problemu nie ma i nie stara się go wyeliminować (a jeśli się stara, to marnie i bez efektów). Ale po każdym pochmurnym dniu kiedyś zaświeci słońce. Królewscy też muszą się wreszcie odbić od dna, bo przecież to ciągle piłkarze o wielkich możliwościach (i nieco mniejszych chęciach niestety). Ci sami, co kilka miesięcy temu obronili Ligę Mistrzów. Dlatego ten niespodziewany upadek jest tak bolesny. Dzisiaj madrytczycy podejmowali Villarreal, podrażniony odpadnięciem z Pucharu Króla w konfrontacji z Leganés. Żółta łódź podwodna to drużyna, która jeszcze nigdy nie wygrała w Madrycie, lecz zawsze sprawia Realowi sporo problemów. Dość wspomnieć, że rok temu właśnie z nimi Los Blancos stracili pierwsze punkty remisując 1-1 w 5. kolejce La Liga (przerywając rekordową serię 16 ligowych zwycięstw i zaczynając niechlubną serię 4 remisów, co dzisiaj jest niemal normą, a wtedy było wydarzeniem), podobny wynik zanotował Ancelotti w 2015 roku. Patrząc na grę ekipy Zidane’a w tym sezonie wynik 1-1 byłby całkiem dobry, ale przecież najwyższy czas zacząć grać jak na mistrzów przystało. I wygrywać, by przynajmniej załapać się do Ligi Mistrzów na przyszły rok…

Dzisiaj znów się nie udało, Real przegrał swój mecz (w tym sezonie to już ósmy mecz na Bernabéu, w którym gospodarze tracą punkty – zwycięstw było też 8), a oczekiwana po niedawnej poważnej rozmowie Zidane’a z zawodnikami zmiana nastawienia nie nastąpiła. Nie ma sensu kopać leżącego więc nie będę długo się pastwił nad grą Królewskich, która przecież w pierwszej połowie wyglądała całkiem nieźle. Po kwadransie letargu nastąpiło pół godziny dominacji, pressingu, okazji bramkowych, i tylko nieskuteczności Ronaldo oraz świetnej postawie Asensio w bramce goście zawdzięczali bezbramkowy rezultat. Był jeszcze jeden antybohater – sędzia Undiano Mallenco, który najpierw przegapił rękę Álvaro w polu karnym, potem faul na CR7 w ostatniej akcji przed przerwą, ale niedyktowanie jedenastek dla Królewskich to akurat norma w przypadku tego arbitra.

Wydawało się, że po zmianie stron bramka musi wpaść. Królewscy grali w swoim klasycznym składzie (bo przecież Zizou nie wystawi nikogo spoza swoich ulubieńców, a młode talenty dalej kisi na ławce) i nikt nie wątpił, że po ogromnej krytyce, jaką dostała once de gala po meczach z BarcelonąCeltą, nie powtórzy tych samych błędów i nie odpuści drugiej połowy. A jednak znów tak się stało. Znów gospodarze po zmianie stron grali inny mecz. Byli wolni, schematyczni, bez energii i pomysłu. Są niereformowalni. Grali nudno i bezbarwnie, bez ruchu z przodu, stosując swoje słynne wrzutki do nikogo, a nastawiony na kontry Villarreal zdobył gola w 88 minucie, gdy Fornals przelobował Navasa, który sekundy wcześniej zaliczył fenomenalną interwencję. Kiedyś madrytczycy zabijali kontrami – dzisiaj sami raz za razem giną od tej broni. Real Zidane’a po raz kolejny się skompromitował. To niepojęte, co się stało z tą zwycięską ekipą w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

Gdy słucham wypowiedzi Zidane’a na konferencjach prasowych, staram się je zrozumieć i odpłynąć w kosmos razem z trenerem, ale chyba nie zażywam aż tak mocnych środków. Mamy najlepszy skład w historii, mamy najlepszego gracza w historii i najlepszą 9-tkę, gramy Cristiano Ronaldo Real Madryt kryzys 2018zjawiskowy futbol, zawodnicy są zaangażowani na 200%, piłka chodzi między świetnie ustawionymi taktycznie formacjami jak po sznurku… A teraz pora się obudzić. Jest dokładnie odwrotnie. „Jestem jednak zadowolony z występu wszystkich, rozegraliśmy dobry mecz”, mówił Zidane po remisie z drugoligowcem w madryckiej świątyni futbolu. „Jesteśmy żywi we wszystkich rozgrywkach”, powiedział maestro przed dzisiejszym spotkaniem… Ciekawe, czy teraz to powtórzy i zirytuje się na dziennikarzy, że wyciągają tylko rzeczy złe. Fakty są takie, że w grze Realu i postawie zawodników nie ma żadnych pozytywów. Real jeszcze nie jest na półmetku krajowych rozgrywek, a już stracił więcej punktów niż w całym poprzednim sezonie, który – przypomnę – wygrał dopiero w ostatniej kolejce z – jak mówiono – „najsłabszą od lat Barceloną”. Wtedy gra do wiosny też nie porywała, ale były remontady, ratujące punkty gole rezerwowych (sprzedanych przez Zidane’a Moraty, Mariano i Jamesa), bramki kapitana w minucie „dziewięćdziesiątej ramosowej” i cała masa zwykłego szczęścia. Teraz fart się skończył , a karma wraca – los odbiera to, co dał w nadmiarze. Obecnie w zespole Zidane’a nic nie działa jak należy, piłkarze psują nawet proste podania, notują straty niegodne klubu, jaki reprezentują. Nie ma głodu zwycięstw, mobilizacji, zawziętości, walki do końca, brakuje kreatywności, błyskotliwości, dryblingu, próby odważniejszego wejścia czy zagrania. Zanim weterani dotkną piłkę – z góry wiadomo, co zrobią. Do tego dochodzi zmęczenie w drugich połowach ludzi, którzy przecież nie mają prawa być przeciążeni, bo grają wolno i, mówiąc delikatnie, nie przemęczają się, nie gryzą trawy, biegają zwykle mniej od rywala, a nie doszli jeszcze nawet do połowy rozgrywek. Piłkarze są źle ustawieni przy kontrach, zawodnicy odpowiedzialni za defensywę się nie cofają. Dziś w ataku gdzieś tułał się schowany Bale, który przez cały mecz zaliczył mało kontaktów, i Ronaldo próbujący jak zwykle strzelać z każdej pozycji (dzisiaj 10 jego uderzeń i zerowy efekt, a w lidze Portugalczyk oddał już niemal 100 strzałów, co przełożyło się na 4 bramki – skuteczność na poziomie okręgówki). O grze Marcelo czy Kroosa z litości nic nie napiszę, podobnie o Asensio, którego talent Zidane zmarnował na ławce – chłopak gra ogony i nie ma szans być w formie.

Trzy wygrane Ligi Mistrzów w ciągu 4 lat wypaczyły obraz drużyny, która potrzebuje gruntownych zmian i wreszcie wprowadzenia jakiegoś stylu gry. Zizou tego nie zrobił przez dwa lata i nie zrobi nigdy, bo po prostu nie potrafi – to młody trener, dopiero się uczy, ale jak widać jest dość oporny w przyswajaniu wiedzy. Jego jedyna taktyka to wrzucanie piłki na pałę – broń Boże żadnych zagrań z klepki, gry kombinacyjnej i prostopadłych piłek (Zidane zachowuje się niczym wuefista – macie tu gałę i sobie grajcie jak chcecie). Jego rozumienie futbolu to utrzymywanie jedności grupy, bronienie wszystkich podopiecznych nawet gdy swą postawą hańbią królewski herb, i zabijanie rywalizacji poprzez zaniechanie transferów i olewanie młodzieży. Tu nawet transfery nie pomogą, gdy trener nie ma żadnego innego pomysłu niż wprowadzenie miłej atmosfery i głaskanie po główkach. To już nie działa, tu trzeba osobowości na ławce trenerskiej, kogoś z wizją, a nie poczciwego papcia, który w 3 miesiące zniszczył drużynę i do tego stracił kontakt z rzeczywistością. Projekt Zidane’a jest skończony, powtarzam to od kilku tygodni. Z weteranów już nie da się wiele wycisnąć, a ostrożność i umiar w zakupach (tak chwalone przez ostatnie trzy lata) zamieniły się w stagnację i cofnięcie się w rozwoju. Drużyna potrzebuje impulsu, którego nie zapewnią leniwe i wypalone gwiazdy. Im szybciej zrozumie to zarząd klubu, tym szybciej można będzie rozpocząć proces naprawczy. Koniecznie z innym trenerem i innymi zawodnikami. Teraz czekamy na czwartkowy mecz z podmadryckim Leganés w ćwierćfinale Pucharu Króla – to chyba jedyne rozgrywki, w których Real „jest żywy”, ale to właśnie Leganés wyeliminowało Villarreal, który dzisiaj w Madrycie ograł Królewskich. Więc chyba nie będzie łatwo…

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: