BIG EYES
Wielkie oczy
2014, USA
dramat, reż. Tim Burton
O poprzednim fabularnym filmie Tima Burtona Mroczne cienie napisałem, że reżyser niejako składa hołd własnej twórczości. Teraz poszedł jeszcze dalej – zaserwował film niemal zupełnie pozbawiony elementów, za które ludzie go pokochali: biografię malarki Margaret Keane tworzącej w latach 60. obrazy kobiet i dzieci o nienaturalnie wielkich oczach. Ponieważ swe dzieła podpisywała nazwiskiem męża Waltera, ten przypisał sobie ich autorstwo zdobywając z czasem wielką fortunę. Usunięta w cień i szantażowana emocjonalnie kobieta postanowiła wreszcie skończyć z kłamstwem i rozpocząć walkę o prawdę i uznanie, które zawłaszczył sobie despotyczny tyran.
Tim Burton realizując omawianą biografię pani Keane porzucił parę swoich ulubionych, wręcz „etatowych” aktorów – Johnny’ego Deppa i Helenę Bonham Carter „zastępują” Christoph Waltz i Amy Adams. To całkiem zgrabny duet, choć Waltz jest zbyt arogancki i nieco przerysowany, Adams z kolei nieśmiała i wycofana, a naiwność jej postaci aż kłuje w oczy. Oboje jednak grają na tyle wyraziście, iż cała reszta obsady jedynie przemyka przez ekran. Co z tego, skoro w tej przeciętnej historyjce źle rozłożono akcenty – bohaterowie są płascy, ich dialogi sztuczne, większość problemów jedynie zasygnalizowano, żadnego nie zgłębiono. Tak mógłby zrobić debiutant, lecz od Burtona mamy prawo wymagać więcej. Gdzie celna groteska reżysera, gdzie mroczny, gotycki klimat, gdzie odrobina szaleństwa i duży rozmach jego produkcji? Pozostały jedynie dobre zdjęcia, niezła muzyka i krótkie fragmenty, gdy mistrz jest sobą. Bardzo krótkie, na ogół lekko humorystyczne i rozładowujące napięcie. Wielkie oczy to bowiem prościutki, przyjemny w odbiorze film, taka dość przewidywalna historyjka na raz, godna telewizyjnych produkcji typu Trudne sprawy. Z pewnością nie jest to dzieło godne zapamiętania stworzone przez wielkiego twórcę. A szkoda, bo temat na pewno miał potencjał, a oczy rodem z japońskich anime robią spore wrażenie. Na pewno skoczy sprzedaż obrazów pani Keane, ale ja zrobiłem wielkie oczy, że Burton poszedł w taką komerchę. Reżyser nie ma ostatnio dobrej passy. Lubię jego styl (jego dawny styl), jednak tutaj go niewiele. Obejrzeć i zapomnieć.