I AM SOLDIER
I Am Soldier
2014, Wielka Brytania
fabularyzowany, reż. Ronnie Thompson





SAS (Special Air Services) to elitarna jednostka specjalnego przeznaczenia armii brytyjskiej, stanowiąca trzon współczesnych brytyjskich sił zbrojnych. Innymi słowy – taki brytyjski GROM. Do SAS trafiają najlepsi z najlepszych. Aby się tam dostać, trzeba ukończyć wyniszczające szkolenie. I właśnie takie szkolenie pokazuje film I Am Soldier. Właściwie miał pokazać, bo w rzeczywistości pokazał coś zupełnie innego – że nie jest ono ani takie straszne, ani takie trudne, jak powinno wynikać z elitarności jednostki. Owszem, trzeba dużo biegać, nabrać kondycji, oraz uodpornić psychikę na sztucznie brzmiące teksty w stylu „jak nie powiesz to cię zabijemy”. To akurat wydaje się być dość łatwe gdy masz pewność, że zagrożenie nie jest realne. A nie jest, bo to tylko ćwiczenia i nikt nikogo nie skrzywdzi.
Po obejrzeniu Tower Block powinienem unikać filmów pana Thompsona, ale coś mnie podkusiło, by obejrzeć kolejny i mam za swoje. I Am Soldier to 90 minut wyjęte z życiorysu, spędzone na oglądaniu fabularyzowanej reklamówki SAS. Fabuły w zasadzie nie ma żadnej. Główny bohater Mickey przez godzinę biega po polach, a gdy w końcu zostaje zakwalifikowany do wymarzonej jednostki, zostaje wysłany na misję, która okaże się prawdziwą walką o życie. Tylko że ten epizod, gdzie wreszcie jest zarys jakiejś akcji, to zaledwie ostatni fragment filmu, do tego jest kompletnie pozbawiony sensu (czyli tak samo jak cała reszta). Uzbrojeni po zęby komandosi walczą na pięści – bo tak efektowniej? łatwiej? bardziej po męsku? Niewiele brakowało, a dowódca SAS dostałby manto od terrorysty, i całą reklamę jednostki szlag by trafił. Szkoda nawet komentować. Podobnie jak dyskutować, czy fizyczne znęcanie się i publiczne upokarzanie to rzeczywiście niezbędne elementy poprawiające morale szkolonego żołnierza. Szczerze wątpię. Zwłaszcza gdy ten wie doskonale, że to wszystko lipa i fikcja, a nie prawdziwe tortury. Film słaby i tandetny. Tylko dla bardzo wytrwałych.
Po obejrzeniu Tower Block powinienem unikać filmów pana Thompsona, ale coś mnie podkusiło, by obejrzeć kolejny i mam za swoje. I Am Soldier to 90 minut wyjęte z życiorysu, spędzone na oglądaniu fabularyzowanej reklamówki SAS. Fabuły w zasadzie nie ma żadnej. Główny bohater Mickey przez godzinę biega po polach, a gdy w końcu zostaje zakwalifikowany do wymarzonej jednostki, zostaje wysłany na misję, która okaże się prawdziwą walką o życie. Tylko że ten epizod, gdzie wreszcie jest zarys jakiejś akcji, to zaledwie ostatni fragment filmu, do tego jest kompletnie pozbawiony sensu (czyli tak samo jak cała reszta). Uzbrojeni po zęby komandosi walczą na pięści – bo tak efektowniej? łatwiej? bardziej po męsku? Niewiele brakowało, a dowódca SAS dostałby manto od terrorysty, i całą reklamę jednostki szlag by trafił. Szkoda nawet komentować. Podobnie jak dyskutować, czy fizyczne znęcanie się i publiczne upokarzanie to rzeczywiście niezbędne elementy poprawiające morale szkolonego żołnierza. Szczerze wątpię. Zwłaszcza gdy ten wie doskonale, że to wszystko lipa i fikcja, a nie prawdziwe tortury. Film słaby i tandetny. Tylko dla bardzo wytrwałych.