BLUE JASMINE

Blue Jasmine recenzja Allen Baldwin BlanchettBLUE JASMINE
Blue Jasmine

2013, USA
dramat, reż. Woody Allen
altaltaltaltalt

Woody Allen bez Allena? Przyznam, że zupełnie mi nie przeszkadza, iż reżyser tym razem nie występuje w swoim dziele. To nawet lepiej. Obsada Blue Jasmine także nie powala, bo wielkich gwiazd jakby mniej niż zwykle, ale to nie umniejsza wartości obrazu. Gra aktorska u mistrza jak zawsze na wysokim poziomie, czego najlepszym dowodem tegoroczny Oscar dla odtwórczyni głównej roli Cate Blanchett. Powiem nawet, że nagroda całkowicie zasłużona (może Julia Roberts w Sierpniu w hrabstwie Osage była równie przekonująca). To ona robi ten film, a jest to typowa dla Allena opowieść, która usatysfakcjonuje sympatyków reżysera, a oponentów utwierdzi w przekonaniu, że już dawno pora na emeryturę. Fabuła jest prościutka, a film przegadany (to allenowska norma), lecz drobne smaczki i gra Blanchett wynoszą go wysoko ponad przeciętność. Jej mimika, gesty, elastyczność, płynne zmiany zachowania normalnej zdrowej osoby i rozmarzonej paranoiczki, wszystko to kunszt najwyższego kalibru.
   Jasmine to przywykła do życia w luksusie kobieta, której życie z dnia na dzień wali się jak domek z kart. Powodowana żądzą zemsty za zdrady bogatego męża-kobieciarza (Alec Baldwin) składa donos do FBI, że majątek zarobił dzięki oszustwom i malwersacjom finansowym. Konta zostają zablokowane, zrujnowany milioner wiesza się w celi, a Jasmine musi szukać schronienia u przyrodniej siostry w San Francisco (Sally Hawkins). Nie potafi zaakceptować tej sytuacji ani przyznać się do porażki. Żyje złudzeniami, jednocześnie nienawidzi swojej nowej pracy, denerwuje ją świat Ginger i jej prostacki narzeczony, a depresję leczy nadmierną ilością pigułek popijaną martini. Jak bankrutować – to z klasą! Reszta to już drobiazgi, bo każdy film Allena to niewiele akcji i dużo gadania – tym razem dowcip nie zabija, jest stonowany i wyważony, ale są naprawdę udane momenty. Nawet więc jeśli kiedyś bywało znacznie lepiej (a bywało) i reżyser powtarza swoje stare pomysły, nie trzeba robić z tego wielkiego zarzutu. Nie co dzień jest niedziela, jednak całość dobrze się ogląda, i to mimo dość taniego moralizatorstwa (kłamstwo ma krótkie nogi, kobiety interesują tylko bogaci faceci – Jasmine dostała lekcję życia, lecz gdy spotyka nadzianego dyplomatę, kłamie jak z nut, by zdobyć jego serce). To już sprawa kunsztu reżysera, przed którym ja akurat nie padam na kolana (jak większość krytyków), ale też nie mogę mu odmówić umiejętności trafnej analizy ludzkich charakterów i słabości. Jak mało kto potrafi przedstawić nawet złe i zepsute postacie w sposób zaskarbiający sympatię widza. Dokładnie tak jest z Jasmine, której maniery i zakłamywanie rzeczywistości mocno wkurzają, lecz trudno jej nie polubić. Podobnie jak nowego filmu Allena.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: