BABYCALL
Babycall
2011, Niemcy, Norwegia, Szwecja
thriller, reż. P?l Sletaune
O filmie Babycall mówiono wiele przede wszystkim ze względu na odtwórczynię głównej roli. Kariera Noomi Rapace, odkąd w szewdzkiej ekranizacji trylogii Millenium Stiega Larssona wcieliła się w postać Lisbeth Salander, nabrała ogromnego rozpędu. Potem był Sherlock Holmes: Gra cieni i Prometeusz, a w międzyczasie właśnie Babycall. Mroczny thriller psychologiczny, w którym zacierają się granice między jawą a fikcją, opowiada historię Anny, samotnej matki wychowującej 8-letniego chłopca. Kobieta chroni synka przed niezrównoważonym mężem, który zagraża ich życiu. Dla zachowania kontroli nad dzieckiem także w nocy, kupuje babycall – elektroniczną nianię. Urządzenie jednak płata figle – wyłapuje odgłosy z innych części budynku. Anna słyszy krzyk mordowanego dziecka, a następnie widzi zwłoki wynoszone przez sąsiada. Czy jest tego pewna? Może to tylko wytwory jej wyobraźni? Tego nie zdradzę by nie psuć frajdy z oglądania filmu.
Babycall to inteligentne kino – wymaga nieustannej uwagi i skupienia widza, o co niełatwo przy powolnej akcji i dłużyznach scenariusza, których nie wynagradza nawet świetna gra Rapace. Jednak uważna obserwacja również nie gwarantuje właściwego odbioru tego, co reżyser miał na myśli. P?l Sletaune zostawił bowiem widzowi duże pole do interpretacji. Jak ktoś lubi takie łamigłówki, film mu się spodoba. Klimat grozy budowany jest niespiesznie, ale bardzo konsekwentnie. Wygląd bohaterki i jej wszechobecne poczucie zagrożenia robią swoje, ale cała masa niedopowiedzeń dezorientuje widza. Oglądanie tego obrazu trochę mnie zmęczyło. Wbrew pozorom nietrudno było domyślić się zakończenia, co wyeliminowało napięcie i niezbędny element zaskoczenia. Niemniej uważam Babycall za wart obejrzenia. Fabuła może niezbyt oryginalna a dziury w scenariuszu denerwujące, ale to całkiem nieźle stworzony portret chorego umysłu.
Babycall to inteligentne kino – wymaga nieustannej uwagi i skupienia widza, o co niełatwo przy powolnej akcji i dłużyznach scenariusza, których nie wynagradza nawet świetna gra Rapace. Jednak uważna obserwacja również nie gwarantuje właściwego odbioru tego, co reżyser miał na myśli. P?l Sletaune zostawił bowiem widzowi duże pole do interpretacji. Jak ktoś lubi takie łamigłówki, film mu się spodoba. Klimat grozy budowany jest niespiesznie, ale bardzo konsekwentnie. Wygląd bohaterki i jej wszechobecne poczucie zagrożenia robią swoje, ale cała masa niedopowiedzeń dezorientuje widza. Oglądanie tego obrazu trochę mnie zmęczyło. Wbrew pozorom nietrudno było domyślić się zakończenia, co wyeliminowało napięcie i niezbędny element zaskoczenia. Niemniej uważam Babycall za wart obejrzenia. Fabuła może niezbyt oryginalna a dziury w scenariuszu denerwujące, ale to całkiem nieźle stworzony portret chorego umysłu.