PROMETHEUS Prometeusz

Prometheus Prometeusz recenzja Ridley ScottPROMETHEUS
Prometeusz

2012, USA
sci-fi, reż. Ridley Scott

altaltaltaltalt

No i teraz zaczną się nie mające końca dyskusje (wystarczy już teraz przejrzeć fora internetowe), bo oto mistrz Ridley Scott nakręcił kontrowersyjny film, który jednych zachwycił, innych załamał. Dlaczego – zaraz wyjaśnię. Kim jest Ridley Scott chyba wszyscy wiedzą. Wiekszość jego filmów ma wysokie oceny. I dlatego poprzeczka oczekiwań jest ustawiona wyżej. Tym bardziej, że przecież nakręcił pierwszy od 30 lat film science-fiction. Do tego nawiązujący w jakimś sensie do słynnego Aliena (po polsku Obcy – 8. pasażer „Nostromo”). Żeby nie przedłużać napiszę tak: film jest średni, fabuła zawiła i niekonsekwentna, zbyt mało logiki i sensu, za to wspaniały klimat i świetne efekty specjalne. No w końcu to Ridley Scott! Chociaż scenariusz pisał ktoś inny, to i tak wszystko pójdzie na jego konto. Jest przecież reżyserem i producentem. Odpowiada za ostateczny kształt filmu.
   Główny problem polega na tym, że zostawił zbyt duże pole do interpretacji. Film powinien intrygować, mieć aurę tajemniczości, ale jeśli stawia więcej pytań niż odpowiedzi, a ludzie gubią się w domysłach – to nie jest dobra rekomendacja. Teraz wszyscy czekają na kontynuację, która więcej wyjaśni. Albo i nie.
   O co w ogóle chodzi? Zbyt zawiłe by dociekać. W ogromnym skrócie są to dzieje wyprawy grupy ludzi pod koniec XXI wieku do bardzo odległej części wszechświata, gdzie odkryto planetę podobną do Ziemi, zamieszkałą przez tzw. inżynierów, którzy jakoby mieli być stwórcami człowieka. Tylko kto w takim razie stworzył inżynierów?
   Osobiście mam bardzo mieszane uczucia. Film nie wzbudził we mnie emocji, jakich oczekiwałem. Nie czułem wielkiego zagrożenia ani rosnącego napięcia. Te emocje towarzyszyły mi podczas projekcji Obcego, czy innych klasyków Scotta (Gladiator, Hannibal, Helikopter w ogniu). Tutaj losy bohaterów są mi całkowicie obojętne. Nie dlatego, że aktorzy źle grają. Trudno mieć zastrzeżenia do Rapace (słynna Lisbeth Salander ze szwedzkiej trylogii), Fassbendera czy posągowej Theron. Chodzi o zbyt pokręconą, mało wciągającą historię. Do tego niezwykle wolne tempo filmu. I całą masę sytuacji pozbawionych sensu (wyprawa za bilion dolarów, a ekipa dobrana przypadkowo, do tego nikt nie wie dokąd leci i po co; grotołaz gubiący się w jaskini, mimo trójwymiarowych map i technik pozwalających na łączność ze statkiem; zaraz po wyciągnięciu obcego ze swojego brzucha pani doktor biega jakby nigdy nic; itd.).
   Czy zapamiętamy Prometeusza? Oczywiście. Dlatego, że zrobił go Ridley Scott. Nawet ci, co niewiele zrozumieli, będą udawać, że był świetny. Już widzę te opinie, że mimo braku logiki film bardzo dobry – co się przecież wyklucza. Zbyt wiele pieniędzy włożono w ten film. Nikt otwarcie Scotta nie skrytykuje – bo zaraz mu powiedzą, że jest kretynem i nie zrozumiał. Takie jest prawo wielkich. Ale jeśli spojrzymy na ten film pod innym kątem – jako na wysokobudżetową produkcję dla masowego widza, która ma zarobić duże pieniądze, to wtedy wszystko jest OK. Masowy widz nie myśli za wiele, nie docieka absurdów scenariusza, nie wnika w zawiłości fabuły. Ma być widowiskowo i efektownie – i tak jest. To rzeczywiście największy atut tego dopieszczonego technicznie pod każdym względem filmu. Świetne efekty wizualne budują klimat opowieści i czasami odwracają uwagę od niedociągnięć scenariusza i płytko zarysowanych postaci. Technika nie zawiodła, jednak same efekty to trochę za mało. Prometeusz miał zadatki na arcydzieło. Niestety, jest tylko przeciętny.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: