SESSIONS
Sesje
2012, USA
dramat, obyczajowy, reż. Ben Lewin
Film Bena Lewina porusza temat, który niezwykle rzadko gości na ekranie (jeśli w ogóle) – problem seksualności osób niepełnosprawnych. Zdrowi raczej nie zastanawiają się nad tym, jak ludzie chorzy realizują swoje potrzeby, a występująca tu terapeutka, której specjalnością jest leczenie zahamowań seksualnych, w Polsce byłaby kompletnym kuriozum.
Głównym bohaterem opowieści jest sparaliżowany 40-latek (John Hawkes), który przed śmiercią chciałby zaznać seksu. Sytuacja jest nieco krępująca bowiem Marc jest całkowicie uzależniony od innych osób, do tego zupełnie nie zna własnych możliwości w tym zakresie. Zwierza się zaprzyjaźnionemu księdzu i po uzyskaniu jego aprobaty (ciekawe, gdzie w Polsce można znaleźć tak postępowych kapłanów) zatrudnia terapeutkę leczącą zahamowania seksualne, która w ciągu 6 sesji będzie spełniać jego erotyczne potrzeby i pomoże mu uwierzyć w siebie. Tematyka ciekawa i oryginalna, film zrobiony dość sprawnie i z humorem, niestety z czasem przeradza się w tanie romansidło, co trochę burzy jego klimat i charakter (nie mówiąc o realiźmie). O ile bowiem w przedstawione rozterki i lęki przykutego do łożka człowieka łatwo uwierzyć, to trudno zaakceptować fakt, że profesjonalna terapeutka po kilku krótkich i fizycznie niezbyt udanych „sesjach” zadurza się w pacjencie. Dlatego nie do końca przemawia do mnie ten film chociaż trudno mu odmówić osobliwego uroku. Tragedia sparaliżowanego poety przedstawiona została w bardzo optymistyczny sposób, niemniej to nie jest komedia na wzór słynnych Nietykalnych. To poważny film, chociaż elementów humorystycznych też w nim nie brakuje.
Na osobną wzmiankę i szczególne uznanie zasługuje Helen Hunt, za ten występ nominowana do Oscara. Mimo że w roli terapeutki przez większość czasu gra bez ubrania, robi to z niesamowitą gracją i swobodą. Swoją postać oddaje w delikatny i subtelny sposób, jednocześnie jest niezwykle przekonująca i profesjonalna. W purytańskiej Ameryce Oscara raczej nie dostanie, ale duże brawa za odwagę i udźwignięcie intymnej i niełatwej przecież sytuacji. Choćby dla tej jednej kreacji warto obejrzeć film Lewina. Prawdę mówiąc tych powodów jest znacznie więcej.
Na osobną wzmiankę i szczególne uznanie zasługuje Helen Hunt, za ten występ nominowana do Oscara. Mimo że w roli terapeutki przez większość czasu gra bez ubrania, robi to z niesamowitą gracją i swobodą. Swoją postać oddaje w delikatny i subtelny sposób, jednocześnie jest niezwykle przekonująca i profesjonalna. W purytańskiej Ameryce Oscara raczej nie dostanie, ale duże brawa za odwagę i udźwignięcie intymnej i niełatwej przecież sytuacji. Choćby dla tej jednej kreacji warto obejrzeć film Lewina. Prawdę mówiąc tych powodów jest znacznie więcej.