Déj? vu to odczucie, że przeżywana sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w nieokreślonej przeszłości. Wczoraj podczas El Clásico miałem nieodparte wrażenie, że widzę powtórkę z rozrywki. W lidze zdominowanej w ostatniej dekadzie przez Barcelonę (6 tytułów mistrza Hiszpanii) Królewscy przystępowali do tego meczu w wyjątkowo komfortowej sytuacji, z przewagą trzech punktów i jednego meczu. Podobny luksus (nawet większy, bo 4 punkty przewagi) mieli w 2014 roku za kadencji Ancelottiego, gdy celebrowali serię 31 meczów bez porażki i przystępowali do tej konfrontacji w roli wielkiego faworyta. Wtedy hat-trick Messiego pozbawił Real złudzeń. Barça zwyciężyła 4-3 i tych punktów zabrakło na finiszu. Teraz to nie miało prawa się powtórzyć. A jednak się powtórzyło. Podobnie jak wypowiedzi pomeczowe trenera, identyczne jak te Ancelottiego trzy lata temu: nie mam nic do zarzucenia moim graczom, nie żałuję niczego, nic bym nie zmienił. No po prostu szkoleniowiec idealny. Uparty jak osioł, głuchy na krytykę i bardzo niesprawiedliwy w stosunku do graczy. Jest na dobrej drodze, by skończyć jak jego mentor.
Niby nic się nie stało, bo Real wciąż zależy od siebie – a jednak…
Niby Barcelona w najgorszej formie od lat – a spokojnie wygrywa na Bernabéu;
Niby Zidane rotuje zawodnikami i wszystkich ceni – a jednak na ważne mecze wystawia skostniałych ulubieńców bez formy;
Niby jest taktykiem – a jednak przegrał w sposób niedopuszczalny.
Czy jest sens to wszystko tak przeżywać? Jest. To są emocje, żyjemy dla emocji, bez nich byłoby nudno.
Trudno opisać uczucia fana Królewskich, jakie zostawiło El Clásico. Szok, rozczarowanie, niedowierzanie, wściekłość i frustracja. Mecz był przegrany już na starcie przez kretyński skład Zidane’a z rekonwalescentem Bale’em i parodią napastnika Benzemą oraz ustawieniem 4-3-3 z topornym CKM w środku. Do tego doszła nieumiejętność reagowania na boiskowe wydarzenia i samobójstwo taktyczne w końcówce. Totalna amatorka. O głupocie Ramosa nawet nie warto wspominać, bo ten niedojrzały piłkarz regularnie powtarza typu zagrania (to już jego piąta czerwona kartka w Klasyku – poprzednio zawalił wspomniany wyżej mecz z 2014 roku). Jak całkowicie zdominować i wyłączyć z gry Barcelonę pokazali u siebie PSG i Juventus. To był podręcznik, jak grać by wygrać. Real zamiast spróbować zdominować rywala silnym środkiem pola i grać piłką, oddał całkowicie pole gry Katalończykom – odwrotnie niż Juve czy PSG. Dokładnie tak zagrali paryżanie w rewanżu i wiemy, jak się to skończyło. Niestety beton Zidane nie wyciągnął z tego żadnej nauki. Zagrał po swojemu – złym składem, źle dobraną taktyką i amatorskim finiszem. Błędów Zidane’a było wyjątkowo dużo, ale nie to jest najgorsze, bo błędy popełnia każdy. Najgorsze jest to, że on nie umie się na nich uczyć, powtarza je z uporem maniaka i to dowodzi, jak słabym jest szkoleniowcem. Nie zmieni tego faktu nawet wygranie jakiegoś trofeum w tym roku. Mając taki skład prawdziwą sztuką byłoby nic nie wygrać. Facet dostał do prowadzenia ferrari, a umie jeździć co najwyżej toyotą. Czasem uda mu się pokonać zakręt i wyjść z wirażu, ale więcej w tym szczęścia niż rozumu. Jest równie uparty i niereformowalny jak jego mentor Ancelotti. Pisałem o tym wiele razy i nie będę powtarzał. Jak kogoś interesuje, odsyłam do artykułów:
Zidalotti
Minimalizm Zidane’a
Madryt – krajobraz po porażce
Zidane początek końca?
Kibicuję Blancos ponad 30 lat i z przykrością muszę stwierdzić, że to najbardziej bezbarwna, bezpłciowa wersja Realu od dekady i to jest wina Zidane’a, nikogo innego. Ma na ławce zawodników, którzy mogliby odmienić oblicze drużyny, tej drużyny. Nie korzysta z nich, aczkolwiek jak mantrę powtarza, że wszyscy są ważni. Nie są. Isco, Morata czy James mają prawo być rozczarowani, gdy trener wiecznie ich pomija. Wczorajsza decyzja z wystawieniem Bale’a to jawny sabotaż i naplucie w twarz wyróżniającym się rezerwowym. Co trzeba mieć w głowie, by na walczącą o życie Barcelonę powołać zawodnika świeżo po kontuzji, który ciągle jest daleki od dobrej dyspozycji? By zagrać systemem pozwalającym rywalowi na pełną kontrolę środka pola? By zostawić magika Isco kosztem człapiącego po boisku Benzemy, który nie wykazuje zaangażowania, nie rozgrywa, marnuje kontry, a jak już ma setkę na strzał to lekko podaje do bramkarza? Jak można zwyciężyć bez armat z przodu? Przecież Barcelona wcale nie grała nic wielkiego – poza Messim, który w pojedynkę im ten mecz wygrał.
Zizou jest dobrym tatusiem dla wyblakłych gwiazdorów, gdy tymczasem Real potrzebuje silnego trenera z osobowością (któremu nie zabraknie odwagi i odrobiny bezczelności w działaniach) oraz kilku zmian kadrowych z pożegnaniem świętych krów i rozbiciem BBC na czele. Do takiej rewolucji Francuz się nie nadaje. Paradoksalnie jego nudny jak flaki z olejem Real nadal ma szanse zakończyć sezon sukcesem. Jest w grze o ligę i Ligę Mistrzów, zależy od siebie i chociaż na boisku nie wygląda dobrze, jest w stanie z każdym wygrać (i z każdym przegrać też). Tak naprawdę dopiero teraz poznamy prawdziwy charakter drużyny Zidane’a. Rok temu Barcelona po trzech kolejnych porażkach roztrwoniła wielką przewagę zostając z jednym punktem nad Realem. Wtedy Katalończycy spięli pośladki i nie tylko wygrali ostatnie 5 spotkań, ale wygrali je wszystkie do zera strzelając aż 24 gole. Nie dali rywalom najmniejszych szans i nie pozostawili żadnych wątpliwości. Czegoś takiego oczekuję teraz od madrytczyków. Może nie wygranych aż w takim stylu, bo minimalistyczny Real Zizou męczy się z każdym i nie umie wygrać wysoko, nie strzela po kilka bramek, ale ta drużyna musi zewrzeć szyki i wreszcie zagrać przekonująco. Real zaczyna teraz maraton, w którym rozegra 8 meczów w ciągu 26 dni i który definitywnie rozstrzygnie sprawę mistrzostwa Hiszpanii (6 meczów) oraz awansu do finału Ligi Mistrzów (2). Trzeba je wszystkie wygrać, bo uskrzydlona Barcelona raczej już nie straci punktów. To jest gra o sezon, inaczej cały wysiłek z wielu miesięcy pójdzie na marne. Tylko zdobyte mistrzostwo może zmazać wczorajszą plamę. Inaczej Real będzie ligowym frajerem dekady (ligowym, bo generalnie tytuł frajera dekady jest już zarezerwowany dla PSG). Wygranie Primera División pozwoli zapomnieć o wszystkich bolączkach Realu Zidane’a (braku stylu, intensywności, skuteczności, minimalizmie, złej taktyce, wystawianiu graczy za nazwisko a nie formę, itd.), natomiast brak sukcesu tylko te braki uwypukli. Może to madryckim decydentom otworzy oczy na zmiany? Niestety śmiem wątpić…
Na koniec kilka cytatów znalezionych w sieci od rozczarowanych fanów Realu:
To, co zrobił wczoraj Zizou to jawny sabotaż… Wystawienie kulawego Bale’a zamiast będącego w gazie Isco lub Asensio to działanie na szkodę drużyny ze szczególną zuchwałością. Jest to absolutnie skandaliczne zachowanie naszego trenera i jeśli przegramy mistrzostwo, to tylko i wyłącznie przez Francuza, bo potencjał w tej drużynie jest niesamowity, a w naprawdę ważnych meczach z rywalami z górnej półki nasi grają taką padakę, że głowa mała…
Sukcesem Zidane’a było to, że kontuzje uruchomiły ławkę. Ławka gra o wiele lepiej niż BBC z Krosem i Modriciem. Ta drużyna jest niewiarygodnie silna, ale z tak upartym trenerem dąży do autodestrukcji. Zidane ma ostatni moment na wyciągnięcie wniosków i albo stworzy z tej ekipy niezniszczalną maszynę, albo pogrąży siebie i innych rozwalając cały ten projekt, bo wątpię żeby zawodnicy z ławki godzili się na tak marginalną rolę widząc jak gra Bale czy Benzema.
Najbardziej frustrujące jest to, że Real cały sezon gra cholernie minimalistycznie. Akurat w meczu z Barçą zachciało się Zidane’owi odrzucić swój ulubiony minimalizm i powalczyć o pełną pulę W DZIESIĘCIU z Barceloną, która tego wieczoru miała Messiego w gazie. Gratuluję wyczucia, umiejętności analizy i oceny boiskowych zdarzeń oraz taktycznego nosa. W tej konkretnej sytuacji to była żenada, a nie trener.
Real Madryt to nie miejsce na uczenie się trenerskiego rzemiosła i zbieranie doświadczenia w prowadzeniu drużyny. Dlatego wciąż niezrozumiałym jest to, że ktoś taki jak Zidane jest trenerem Realu. Gość, który nawet w prowadzeniu rezerw niczym się nie wyróżnił. Zidane jako trener jest identyczny jak jego mistrz, czyli Ancelotti – rozpieścić zawodników i uparcie trzymać się jednego schematu i grupy ludzi. Nie wiem, czy robi to specjalnie, czy ktoś mu tak nakazuje, ale jego decyzje taktyczne i personalne są totalnie niezrozumiałe, a wczorajsze tylko w tym utwierdzają. Co gorsza, widzi to cały świat i śmieje się w twarz. Teraz każdy mecz jest już finałem, a trener postanawia wystawić sobie człowieka, który nie tylko jest po kontuzji (o ile ją w ogóle do końca wyleczył), ale też bez formy. Brak pomysłu na cokolwiek, zero taktyki, stylu i jaj, żeby posadzić paru typów na ławce. Aaa.. zapomniałbym o najważniejszym – brak intensywności. Nawet tak przeciętny trener jak Luis Enrique okazuje się przy naszym Zidanie taktycznym geniuszem, nawet Jacek Magiera nie miał problemu z rozpracowaniem Realu w meczu LM.
Jak można być tak bezczelnym dla takiego Asensio czy Isco? Jak Zidane może spojrzeć im w oczy i powiedzieć, że dzisiaj zagra za nich Bale bez formy, wracający po kontuzji? To było pokazanie takiemu Isco drzwi wyjściowych z klubu. Nie trzeba być ekspertem żeby wiedzieć, że Zizou podejmuje czasem tak skandaliczne decyzje, że człowiek łapie się za głowę. Ja tylko żałuję, że nie ma dziennikarza, który go wypunktuje na jakiejś konferencji i powie mu to wszystko w twarz, bo to jest po prostu pieprzony sabotaż. Tego się nie da logicznie wytłumaczyć, nie było żadnych argumentów za wystawieniem Walijczyka, a mówię to jako jego wielki fan.
Co muszą czuć ci rezerwowi gdy widzą, że Bale po kontuzji i po kilku wcześniejszych bardzo słabych meczach jest wciąż przed nimi? To samo Benzema, jak można tak długo czekać ze zmianą zawodnika, który sobie w klasyku drepcze. Ronaldo może zagrał ciut lepiej ale to karygodne, że grał „pod siebie” w końcówce meczu. Do tego to wielkie zdenerwowanie na kolegów za stratę gola. Sam prawie nic nie zrobił, a jest pierwszym, który okazuje niezadowolenie. I po raz kolejny jestem zmuszony napisać o tym, czego domagam się od dawna czyli rozwalenia BBC. Mieć na ławce młodszych i bardziej głodnych gry zawodników, w dodatku lepszych technicznie i stawiać na trzech takich sztywniaków jednocześnie, to prawdziwy sabotaż. Zidane po raz kolejny pokazał że ma swoich pupilków i że nie bardzo go obchodzi reszta czyli to, czy ktoś jest w formie czy nie, czy ktoś jest w stanie dać więcej tej drużynie, czy nie.
Wczorajsze decyzje personalne ZZ dały jednoznaczny sygnał rezerwowym że sprawiedliwa walka o pierwszy skład nie ma sensu. Paradoksem jest to że gdyby nie gole w końcówkach tego pomijanego Moraty czy nawet Mariano, gdyby nie dobra gra Isco, Kovy czy Jamesa, to dziś by ZZ już tu nie było. To więcej niż pewne, bo wystarczy sobie przypomnieć, ile razy ci rezerwowi ratowali wynik w samych końcówkach.
Ramos. Fenomenu tego zawodnika nie zrozumiem nigdy. Ja rozumiem, że może odciąć mu prąd w wieku dwudziestu paru lat, ale po trzydziestce? Będąc kapitanem? W Klasyku? Jak można w ogóle tak wejść, tym bardziej, że sytuacja nie była tak groźna?
Barcelona grała wczoraj praktycznie jednym zawodnikiem w ataku. Suárez nie dojechał, Alcacer zrąbał setkę. Da się strzelić 3 gole po ładnych, składnych akcjach? Nie było żadnych przypadków. U nas też takie akcje były, tylko trzeba je wykańczać do jasnej cholery.
Gareth zagrał fatalne 30 minut widać było że nie czuje piłkę, że wrócił po kontuzji i nie ma co się dziwić że tak zagrał. Pytanie co miał w głowie Zidane, że wolał postawić na Walijczyka niż na Isco czy Asensio, którzy podczas jego nieobecności błyszczeli i przynajmniej jednemu z nich pierwszy skład w tym meczu należał się jak psu buda. Kolejny genialny gracz Benzema. Ile razy jeszcze będzie wciskanie ludziom kitu, że bez niego Real nie istnieje i on tworzy całą grę. Widać było wczoraj, dwie zmarnowane setki to już standard. Do tego zaangażowanie jakby grali jakiś mecz towarzyski. Na ławce siedzi Morata, który może formy nie ma wybornej (trudną ją mieć gdy po jakimś udanym meczu i tak siada na ławie na kolejne 3) to poziom zaangażowania jaki by pokazał w tym meczu byłby przygniatający w porównaniu do Francuza.
A mnie wczoraj złapała ogromna frustracja, ale nie tyle z powodu meczu przegranego w tak obrzydliwie frajerski sposób, bo ma takiej głupoty której człowiek nie jest w stanie popełnić pod wpływem emocji. Zdecydowanie bardziej boli mnie fakt nieustannego wystawiania do gry Ronaldo, Benzemy i Bale’a. Autentycznie boli mnie to i jednocześnie wkurza, że możemy mieć super pierwszy skład, złożony z młodych, utalentowanych piłkarzy, a ciągle grają z przodu tym BBC. Najgorsze to jest dlatego, że przegrany mecz, to tylko mecz.. Po każdej porażce można się podnieść, a one zdarzają się wszystkim. Ale jak tutaj wierzyć, jeżeli czuje się ta bezsilność przy notorycznym delegowaniu do gry ludzi, którzy dawno powinni być na ławce.