Minimalizm Zidane’a

Zidane Real Madryt rekord meczów bez porażkiReal Madryt w niedzielę przegrał pierwszy raz od kwietnia 2016 roku przerywając rekordową w Hiszpanii serię 40 meczów z rzędu bez porażki. Powodów do paniki nie ma – drużyna nadal prowadzi w ligowej tabeli mimo jednego zaległego spotkania z Valencią. Niepokoić jednak może co innego – forma zaprezentowana przez liderów Los Blancos na Estadio Ramón Sánchez Pizjuán. Nawet nie chodzi o samobójczą bramkę Ramosa, który poza tym błędem rozegrał całkiem dobry mecz i można jego trafienie zakwalifikować jako zwyczajny pech. Nie chodzi też o fatalny błąd Navasa, który kosztował utratę punktu. Owszem, martwi fakt, że bramkarz po kontuzji nie może wrócić do wielkiej formy z poprzedniego sezonu i prezentuje się dość przeciętnie, jednak mam na myśli zupełnie co innego. Łatwo powiedzieć, i nie bez racji, że Real sprezentował bramki gospodarzom i przegrał przez dwa błędy indywidualne, czyli dokładnie w ten sam sposób, w jaki często wygrywał – bez porywających akcji zespołowych, bez cieszącej oko dynamicznej i przebojowej gry, a tylko dzięki geniuszowi poszczególnych piłkarzy. W sumie to nie powinno mieć znaczenia – zwycięstwo to zwycięstwo, ale trudno zaprzeczyć, że w Madrycie trochę zapomniano, że futbol to sport zespołowy. Przypomniała to Sevilla, której akcje porywały tak samo, jak serce do walki i determinacja graczy, jakiej po drugiej stronie brakowało. Dlatego twierdzę, że Real przegrał z innego powodu – fatalnej gry napastników i niewłaściwej filozofii trenera. To ryzykowna teza, bo przecież wyniki wciąż bronią Zidane’a i jego pomysłu na Real. Ale gra mogłaby być lepsza. Powiem więcej: powinna być lepsza. Wtedy lepsze byłyby też wyniki.

Który to już raz za kadencji Zidane’a Real źle reaguje po strzeleniu gola i oddaje pole przeciwnikowi? Który raz madrytczykom zabrakło nie tylko skuteczności i dokładności, ale przede wszystkim zaangażowania? Nie można wygrać ze stojącym Benzemą, truchtającym Kroosem i Ronaldo, który przegrywa pojedynki szybkościowe i nie stosuje żadnego pressingu, często nie umie dobrze przyjąć ani odegrać piłki, o minięciu jakiegokolwiek rywala nie wspominając. Od zdobywcy Złotej Piłki oczekuję, że pokaże klasę i pociągnie drużynę, a nie będzie jej najsłabszym elementem. Portugalczyk ciągle może być dobrym egzekutorem i dać wiele drużynie, lecz dawno zatracił wszystkie walory skrzydłowego i trener powinien to uwzględniać ustalając skład i taktykę. Na boku trzeba szybkiego dryblera, który mu będzie wystawiał piłki, inaczej traci Ronaldo i traci drużyna. Benzema człapał całe spotkanie, nie robił ruchu do piłki, nie wygrywał pojedynków, a bramka w doliczonym czasie padła po jego prostej stracie, gdy Francuz nawet nie starał się naprawić błędu i odebrać piłki. Taka postawa obu graczy jest karygodna. Zidane chyba nie po to oszczędzał gwiazdy i dał im odpocząć, by stały jak kołki. Jak trener po takim meczu, gdy atak Realu nie istniał, może być dumny i dziękować wszystkim za wysiłek? Dodając, że nie zmieniłby niczego w meczu z Sevillą? Ręce opadają…

Kroos też nie wraca po stracie. Niemiec nie ma za grosz dynamizmu i unika zagrań niekonwencjonalnych (np. podań w uliczkę, zagrań prostopadłych), za to umie przytrzymać piłkę i zwolnić grę. Niestety gdy to było potrzebne w końcówce, nie było go na boisku – Zidane wpuścił będącego pod formą Kovačicia. Nie dokonał żadnych innych zmian i tą decyzją przegrał mecz. Nie samym nowatorskim ustawieniem, bo zagęszczenie tyłów było dobre na szybką Sevillę (a raczej: byłoby przy założeniu, że mamy z przodu napastników, a nie Crisa i Karima, mogłoby zadziałać z Mariano i Lucasem), lecz właśnie tą biernością w podejmowaniu decyzji. I wyznawaną filozofią, którą zaszczepił graczom Ancelotti w swoim drugim sezonie, że lepiej powoli niż szybko, że po strzeleniu gola Real się cofa, oddaje inicjatywę zamiast atakować i ruszać po kolejne bramki. Ten minimalizm kosztował 3 punkty w niedzielę. Błędy każdemu mogą się zdarzyć, ale nie byłoby problemu, gdyby Real prowadził 3-0. Gdyby nie miał zakodowane, by się cofać i rozpaczliwie bronić niepewnego wyniku.

Sevilla jest lepiej poukładana i ma graczy lepszych technicznie, ale też nie grała wielkiej piłki, była do ogrania. Górowała ambicją, wolą walki, pomysłowością ataków, pressingiem, bieganiem. To cechy, które Zidane zaniedbał. Nie wyciągnął żadnych wniosków z fartownego czwartku, gdy też rywal dominował w stopniu niedopuszczalnym. A przecież niedawno na Bernabéu było odwrotnie. Z tym samym rywalem. Czyli jednak można. Real ma skład, by rządzić, a nie dawać się stłamsić. Owszem, wtedy w Madrycie grała młodzież, nie było na boisku leniwych świętych krów z przodu, ale to już sprawa trenera, kogo wystawia i czy reaguje, gdy gra jest mizerna. Sytuacja, w której rezerwowy skład gra dużo lepiej niż podstawowy nie jest normalna. Ja tylko mówię, że można docisnąć i Sevillę, i każdego innego przeciwnika, jak się chce. Ale to wymaga wysiłku, pressingu i odrobiny kreatywności, a nie samych wrzutek, które nie mają sensu przy wieżowcach Sevilli. Tymczasem Real Zidane’a wszystko chce osiągać bez trudu, bez nakładu sił, spacerkiem. Jak ktoś kiedyś powiedział: Real osiąga wiele robiąc niewiele. Przez pewien czas i przy dużej dawce szczęścia to funkcjonowało, lecz na dłuższą metę tak się nie da. Pytanie brzmi – czy Zizou to dostrzega, i co z tym zrobi?

Na koniec dodam, że uwielbiam Zidane’a. Nawet jeśli jego konferencje są nudne jak flaki z olejem, i gra Realu również. Jest grzeczny, miły i do tego legendarny. Francuz dał życie po Benítezie i będąc nowicjuszem bez odpowiedniego doświadczenia osiągnął więcej, niż moglibyśmy marzyć. Ale wciąż się uczy i wciąż ma pole do poprawy, co sam podkreśla. Do tego pracuje w pewnych realiach, a nie są one idealne w takim klubie jak Real Madryt. Niektórzy zawodnicy muszą grać i koniec, nawet jeśli prezentują mierny poziom, ja to wszystko wiem. Jednak styl gry zależy od trenera i tutaj liczę na więcej odwagi. Więcej ofensywnych wymagań i mniej zadowolenia po słabych meczach. Nawet, gdy będą wygrane. Trener, który tak często podkreśla znaczenie pracy, powinien być wyczulony na boiskowe lenistwo i brak tej pracy w pressingu. Jeśli któremuś z przepłacanych gwiazdorów to nie pasuje, nie ma problemu, bo są inni chętni i gotowi, by go zastąpić. Gra madrytczyków na tym nie ucierpi.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: