Dwa razy w roku piłkarski świat wstrzymuje oddech – gdy na boisku spotykają się Real Madryt i Barcelona. To dwa najlepsze kluby świata z najlepszymi piłkarzami globu i największą ilością fanów. Nie ma ważniejszego meczu w ligowej piłce niż El Clásico – Klasyk, hiszpańska święta wojna tych dwóch odwiecznych rywali, którzy nie tylko walczą ze sobą, ale też napędzają się nawzajem. Na tę konfrontację czekają fani, dziennikarze i wszyscy ludzie, dla których futbol coś znaczy. Emocje sięgają zenitu już na dobę przed meczem, gdy w gazetach sportowych i na wszelkich forach internetowych aż wrze od dyskusji, kto jest lepszy i kto wygra. Jednak to mecz, w którym nigdy nie ma faworytów, a najlepiej obrazuje to przykład poprzedniego sezonu. Real pod wodzą Beníteza nie przekonywał swoją grą, ale tracił mało bramek (tylko 4 w 10 meczach, Barcelona – 12) i stopniowo ciułał punkty. Pierwszą porażkę odniósł w 11 kolejce z Sevillą (2-3), podczas gdy Katalończycy przegrali już dwa razy. Mimo to do starcia na Bernabéu podchodzili z przewagą 3 punktów, lecz u siebie to Real był faworytem, miał wreszcie zagrać przekonująco. Nie zagrał, a klęska 0-4 boli do dzisiaj. Pożegnano się z Benítezem, przyszedł Zidane i chociaż stylu gry madrytczyków wcale nie poprawił, scalił drużynę i notuje świetne statystyki. W kwietniu na Camp Nou jechał jak na pożarcie – rozpędzona Barcelona była w tabeli 10 punktów nad Królewskimi i właśnie notowała rekordową serię 39 meczów bez porażki. Real wygrał i potwierdził to, co napisałem wcześniej – nie ma tu faworytów, to dwie kompletne ekipy, decyduje forma dnia i zawsze może zdarzyć się wszystko.
Jak to wygląda dzisiaj? Zupełnie inaczej niż rok temu. To Real prowadzi w tabeli, ma 6 oczek więcej, więc to Barcelona musi wygrać, by skrócić dystans. Na tym etapie rozgrywek trudno ferować wyroki, żadna przewaga niczego nie zapewnia, lecz pewien komfort psychiczny mają goście ze stolicy. Czy to ich nie zgubi, zbytnio nie rozluźni? Czas pokaże, lecz pewne jest jedno – Barcelony nie wolno lekceważyć, nawet jeśli ostatnio nie gra najlepiej. W niedzielę na Anoeta straciła punkty, bo to Real Sociedad dał prawdziwy koncert oferując wielką kulturę gry, nienaganną technikę, wymienność pozycji, polot i fantazję w ataku, i nieustanny pressing, zespołowość i zaangażowanie wszystkich bez wyjątku w obronie. Real tak nie zagra, nie ma na to najmniejszych szans, nie jest ani tak dobry technicznie, ani tak wybiegany (a najlepiej pokazał to męcząc się z ligowym outsiderem w sobotę). Wiadomo, że to piłkarze z Barcelony lepiej, bardziej płynnie operują piłką i mają lepszych dryblerów. Ale to samo mówiono o Atlético, a jednak Real grając bardzo konsekwentnie potrafił zneutralizować atuty drużyny Simeone, i to samo musi zrobić jutro. Tylko wtedy ma szansę wywieźć punkty z Camp Nou. Problem w tym, że nigdy nie wiemy, która wersja Realu wybiegnie na boisko – ta zwarta i zmotywowana, czy ta leniwa i odpuszczająca. W tym sezonie niestety więcej było meczów słabych, zagranych bez ikry, niż tych budzących zachwyt. Ale jeśli nie teraz, to kiedy? Jeśli nie z Barceloną, to z kim pokazać dobrą grę?
Jutro nic się nie skończy, żadna z drużyn nie straci szans na ligowy triumf. El Clásico to walka o coś innego. O prestiż. O wysłanie jasnego sygnału. O pokazanie światu, kto jest lepszy. Jeśli wygra Barcelona, może się odrodzić, nabrać wiatru w żagle i znów zanotować długą serię zwycięstw, a Real przy ewentualnej porażce z Sevillą straci całą swoją przewagę. Z kolei wygrana madrytczyków umocni morale w drużynie i natchnie ją na kolejne spotkania. Wszystko jest możliwe. To El Clásico – Klasyk, mecz jedyny w swoim rodzaju, który zawsze budzi ogromne emocje, bez względu na miejsce obu drużyn w tabeli. Niech jutro wygra lepszy.