OUR BRAND IS CRISIS Kryzys to nasz pomysł

Our Brand Crisis Kryzys nasz pomysł recenzja BullockOUR BRAND IS CRISIS
Kryzys to nasz pomysł
USA, 2015
dramat, polityczny, reż. David Gordon Green

Filmy polityczne to gatunek, który trzeba lubić. Zwykle są przegadane, intryga szyta grubymi nićmi, ale wystarczy jeden uparty w swej uczciwości człowiek, by zdemaskować nawet największy spisek i ukarać winnych. Może w krajach demokratycznych i praworządnych tak jest, ale w Polsce ostatnio boleśnie przekonujemy się, że to nie takie proste, że dzierżąc władzę można bezkarnie łamać prawo i mieć za nic konstytucję, a wyborcze obietnice wsadzić do kosza na śmieci. Wszak podczas kampanii wszystkie chwyty są dozwolone, a liczy się tylko wygrana. Potem hulaj dusza, można kraść, kłamać i dopuszczać do koryta największe miernoty, byle tylko były wierne jedynej słusznej idei wodza partii. Poniekąd o tym jest omawiany film. Nie do końca, ale istnieje pewna zbieżność z sytuacją w Polsce. Tutaj rządzący utrzymują naród w strachu, permanentnym lęku przed domniemanym wrogiem. Wrogiem może być każdy – Unia Europejska, Trybunał Konstytucyjny, Komisja Wenecka, Rosja, Niemcy, sędziowie, homoseksualiści, liberałowie, imigranci, gorszy sort Polaków – wszyscy są źli. Podobny pomysł na kampanię wyborczą mało popularnego kandydata na prezydenta Boliwii ma Jane „Calamity” Bodine (Sandra Bullock), zatrudniona przez sztab błyskotliwa pani strateg. Jej patentem jest kryzys. Trzeba wmówić ludziom, że jest kryzys, a kryzys zażegnać umie tylko jeden polityk. Co z tego, że jest chamski i nielubiany. Coś Wam to przypomina?
Pal licho zbieżności, mówimy o filmie, a tu od strony warsztatowej już nie jest tak dobrze. Jak napisałem – kino polityczne trzeba lubić, wtedy się więcej wybacza. Na przykład niezbyt wciągający, pozbawiony emocji scenariusz, z nieciekawymi postaciami i niepotrzebnie ckliwym zakończeniem. Odpychający bohater nie wzbudza sympatii i trudno mu kibicować (coś Wam to przypomina?), podobnie jak bezbarwnej personalnej rozgrywce pani strateg z zatrudnionym przez opozycję rywalem (Billy Bob Thornton). Na szczęście Bullock gra nieźle, lecz nie na tyle świetnie, by uratować ten nudny film. Film trochę o niczym. O nieuczciwych politykach, o nieetycznych rozgrywkach, o rozgrywaniu elektoratu. Czyli norma w polityce. Ale to wszystko już było, i to pokazane znacznie lepiej w wielu filmach czy serialach (choćby House Of Cards ostatnio). Obejrzeć można, bo tragedii nie ma, lecz chwalić też nie bardzo jest za co. Pozycja dla miłośników tego typu klimatów i ewentualnie dziennikarzy politycznych.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: