SECRET IN THEIR EYES
Sekret w ich oczach
2015, USA
thriller, reż. Billy Ray
Amerykański remake hiszpańskiego El secreto de us ojos, laureata Oscara 2010 za najlepszy nieanglojęzyczny film, nie wywołał we mnie żadnych emocji. Zapewniono gwiazdorską obsadę – jest niezniszczalna Nicole Kidman, jest wyglądająca jak własna babcia Julia Roberts, a główne skrzypce gra Chiwetel Ejiofor, ale to normalny zabieg, by ktokolwiek poszedł do kina. Nazwiska są, dobrej gry już znacznie mniej, natomiast sposób przedstawienia wydarzeń kompletnie nie przekonuje. Sama opowieść ma potencjał – oryginał sprzed kilku lat nawiązywał do czasów wojskowej junty w Argentynie, Amerykanie przenieśli temat na niespokojne czasy po 11 września. Obok jednego z meczetów znaleziono ciało młodej dziewczyny. Okazuje się, że to córka śledczej FBI Jess (Roberts). Kobieta zostaje odsunięta od sprawy, a potencjalny sprawca wypuszczony na skutek braku dowodów znika bez śladu. Mija 13 lat. Przyjaciel Jess Ray (Ejiofor) jest przekonany, że go odnalazł i domaga się ponownego otwarcia sprawy. Ma w tym pomóc prokurator okręgowy Claire (Kidman), w której detektyw był wtedy zakochany, lecz nie miał odwagi tego wyznać. I tak dalej. Nie ma sensu wyjawianie dalszych szczegółów, by nie psuć frajdy z seansu, bowiem sama historia z zaskakującym (no… poniekąd) twistem w finale jest najmocniejszym punktem filmu. Całą resztę położyła kiepska reżyseria niedoświadczonego Billy’ego Raya, który znacznie lepiej sprawdza się jako scenarzysta.
Co jest nie tak? Przede wszystkim nie czuć chemii między bohaterami. Zamiast wzorcowo pokazanej subtelności uczuć z oryginału dialogi niebezpiecznie skręcają w kierunku ckliwego melodramatu, czego dopełnia sztywna gra aktorów, przez to całość wypada mało realistycznie, a los bohaterów mało kogo obchodzi. Mało wiarygodnie wypada posuwające się w ślimaczym tempie śledztwo, podczas którego dziwnie łatwo łamane są ustalone procedury (a przecież USA to nie Polska i sąd nie dopuści nielegalnych dowodów), podobnie jak skomplikowana relacja między dwójką przyjaciół, z których każde niby czegoś żałuje, ale jednak nie do końca. Fabularny chaos potęgują liczne reminiscencje i widz ma prawo czuć się zagubiony. Oczywiście jeśli wcześniej nie uśnie z nudów. Finał nieco wynagradza te męki, bo tam mamy zwrot akcji i wreszcie na twarzach aktorów widać szczere emocje. Tylko że tak powinno być też przez poprzednie 90 minut, powinniśmy zostać wciągnięci w intrygę i trzymać kciuki za bohaterów. Do tego jednak jest potrzebny reżyser z jajami, wizjoner, a nie prosty rzemieślnik, jakim jest Billy Ray.