BEN-HUR

Ben-Hur 2016 recenzja Bekmambetov Huston Kebbell FreemanBEN-HUR
Ben-Hur
2016, USA
historyczny, reż. Timur Bekmambetov

alt
altaltaltalt

Moda na tworzenie remake’ów trwa w najlepsze. Niedługo zabraknie klasyków, których ktoś nie próbowałby nakręcić po swojemu. Niedawno oglądaliśmy nową historię Noego Mojżesza. Tym razem po słynnego Ben-Hura sięgnął niezbyt słynny Timur Bekmambetov. Rosjanin miał swoją chwilę chwały dekadę temu dzięki filmom Straż dzienna Straż nocna, ale w USA jak dotąd kariery nie zrobił. Poza znośnym thrillerem Wanted – Ścigani z Angeliną Jolie w zasadzie nie ma się czym pochwalić, a Abraham Lincoln: Łowca wampirów 3D raczej każe go skreślić z listy gości. I oto facet wraca z tematem, który trudno zepsuć – nową wersją klasyka nad klasykami Ben-Hura. Ekranizacja z 1959 roku to nie był zwykły film, to król klasyków, dzieło epokowe, które miażdżyło efektami specjalnymi i na lata naznaczyło kierunek rozwoju kinematografii. Film zgarnął 11 Oscarów, co do dzisiaj jest rekordem (wyrównanym przez Titanica Władcę Pierścieni: Powrót króla). Po co więc takie dzieło kręcić na nowo? Wiadomo, że dla kasy – łatwej kasy zarobionej na popularnym tytule. A poza tym po co? Bo można. Bo takie czasy. Bo dzisiejsza łatwość tworzenia efektów specjalnych powoduje, że wszystkie klasyki będą odnawiane, poprawiane, robione z większym wykopem. Wreszcie najważniejsze – bo młodzi ludzie nie znają tego. W swej ignorancji nie sięgają wstecz. Zapytajcie ich na ulicy o Ben-Hura, kto grał, ile Oscarów dostał… Zapytajcie o obsadę Siedmiu wspaniałych, klasycznego westernu, który również nakręcono od nowa. Nie ma na to rady. Jedyna możliwość, by wyedukować pokolenie faceboka, to podać im na talerzu klasykę w nowej odsłonie. Może wtedy ktoś tam zada sobie trud i dowie się, że to już było. Oczywiście film nie może być za długi, bo nikt nie ma czasu, więc trzyipółgodzinny Ben-Hur teraz trwa zaledwie dwie. Obsada też nie powala, bo grają same no-name’y (i na deser wszędobylski Morgan Freeman). Czy to w czymś przeszkadza? Absolutnie nie. Miało być widowisko i jest widowisko, a cała reszta nie ma znaczenia.
Aby docenić seans, w żadnym wypadku nie wolno filmu Bekmambetova porównywać ze wspomnianym dziełem Williama Wylera, szukać podobnej głębi czy klimatu. To po prostu kolejna, zgodna ze współczesnymi standardami ekranizacja powieści historycznej Lewisa Wallace?a z 1880 roku, opowiadającej o losach żydowskiego arystokraty Judy Ben-Hura, fałszywie oskarżonego przez Messalę o zamach na rzymskiego gubernatora i skazanego na galery, który po latach wraca dokonać zemsty. Po drodze spotyka Jezusa Chrystusa i pod wpływem jego nauki zmienia swe życie. Reszta to już interpretacje filmowych twórców, którzy dowolnie adaptują scenariusz do własnej wizji. Bekmambetov skrócił wątek z Chrystusem i przemianą wewnętrzną bohatera, za to dodał sporo efeków czyniąc bitwę morską nakręconą z perspektywy galernika równie atrakcyjną jak słynny wyścig rydwanów. Film jest sprawnie nakręcony, przyzwoicie zagrany, oferuje dobrze zarysowanych bohaterów (ich konflikt jest osią fabuły), świetną scenografię i kilka naprawdę mocnych scen, zarazem unikając nadmiaru CGI. Czego chcieć więcej? Nawet jeśli schematyczna historia chwilami kuleje (np. żona odnajduje męża po 5 latach rozłąki i zaraz chce go porzucić, bo ten nie zachowuje się zgodnie z naukami Chrystusa), a Freeman nie każdemu tu odpowiada (choć gra dobrze), to ogólne wrażenie jest naprawdę pozytywne. Z tych ostatnio zrealizowanych religijno-historycznych remake’ów to chyba najlepsza, najbardziej spójna pozycja. Na pewno godna polecenia.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: