INTERN
Praktykant
2015, USA
obyczajowy, reż. Nancy Meyers
Nancy Meyers regularnie co kilka lat serwuje widzom ciepłe filmy o urokach wieku dojrzałego… żeby nie napisać: starości. 12 lat temu było to Lepiej późno niż później z Jackiem Nicholsonem i Diane Keaton, w 2009 roku To skomplikowane z Meryl Streep, której towarzyszyli Alec Baldwin i Steve Martin, teraz zaś sięgnęła po kolejnego emeryta, Roberta De Niro. Oczywiście nie dosłownie, bo w zawodzie aktora taki termin nie istnieje, a De Niro gra ostatnio więcej niż kiedykolwiek, trudno jednak nie zauważyć, że są to role głównie w filmach średniej lub wręcz miernej jakości. Praktykant też głowy nie urywa, lecz i tak w tym zalewie przeciętności jest chlubnym wyjątkiem, z prostą i sympatyczną w odbiorze historią odpowiednio dobraną do jego emploi i wieku. Przeszkadzać może jedynie troszkę naiwny i przesłodzony scenariusz, ale to dość charakterystyczna cecha filmów pani Meyers.
Ben (De Niro) to 70-letni wdowiec, którego nudzi schematyczne życie emeryta. To amerykański emeryt, więc pieniędzy mu nie brakuje, lecz ile można podróżować w pojedynkę? Po 40 latach przepracowanych w jednej firmie mężczyzna chce znów nadać sens swej egzystencji, tęskni do towarzystwa i aktywności zawodowej. Zatrudnia się jako stażysta senior w internetowej firmie sprzedającej odzież. Zostaje przydzielony do pomocy jej założycielce Jules (Anne Hathaway), młodej przedsiębiorczej kobiecie, która ma problemy z organizacją pracy i pogodzeniem życia zawodowego z prywatnym. Początkowo ignorowany i traktowany jako zło konieczne, poprzez swą uprzejmość i zaradność zyskuje uznanie szefowej, a także szacunek innych kolegów z pracy. Los jest dla Bena szczególnie łaskawy – mężczyzna nie tylko pomaga podejmować właściwe decyzje, lecz znajduje też nową miłość (Rene Russo). Czyż może być lepiej?
Punkt wyjściowy scenariusza to właściwie samograj. Z jednej strony on – relikt minionej epoki, człowiek spoza świata online, wolący rozmawiać z ludźmi zamiast pisać posty, nieznający Twittera, Instagrama czy nawet Facebooka (tę ostatnią zaległość stara się w szybkim tempie nadrobić, co nie wypada wiarygodnie), próbujący się odnaleźć w rzeczywistości, gdzie wszystko jest nowe i nieznane. Z drugiej ona – przebojowa bizneswoman, której całe życie wypełnia praca, a wychowaniem kilkuletniej córeczki zajmuje się mąż, dla jej dobra rezygnujący z własnych zawodowych ambicji. Zderzenie tych dwóch światów to prawdziwa kopalnia komediowych pomysłów, niestety zupełnie niewykorzystana przez scenarzystkę i reżyserkę w jednej osobie. Gdyby inaczej poprowadzić postacie, mogłaby to być świetna komedia, tymczasem akcenty wywołujące uśmiech ograniczają się do kilku dialogów i jednej, notabene idiotycznie naiwnej sceny z włamaniem. To raczej film obyczajowy, nakręcone ku pokrzepieniu serc kino familijne, ukazujące inne oblicze starości. Niestety jest też kompletnie odrealniony, i to jest jego główna wada. Bardziej niż wymuskana scenografia, dopieszczone i nieskazitelne wnętrza domów przeszkadzały mi sztuczne, pełne sprzeczności postacie. Ben jest spokojny, opanowany, serdeczny, grzeczny, zawsze pomaga i służy radą, jednym słowem – każdy chciałby mieć takiego dziadka. Jednak w tej swojej wspaniałości jest po prostu zbyt idealny. Jules jako zabiegana szefowa wielkiej firmy jest ciągle radosna i uśmiechnięta, a przecież z wieloma sprawami sobie nie radzi. Zbudowała prawdziwe imperium, lecz zamiast delegować obowiązki, wszystko chce robić sama, przez co nie ma czasu na życie prywatne, zaniedbuje dziecko i męża, który z kolei jest niby pełen poświęcenia, ale na boku ją zdradza. Jeśli komuś to wszystko nie przeszkadza, powinien miło i przyjemnie spędzić 2 godziny. Bo mimo wszystko Praktykant jest lekkim w odbiorze, pozytywnym i dobrze wyważonym filmem. Przedstawia problemy w niebanalny, żartobliwy sposób, lecz zarazem daje wiele do myślenia. W natłoku komedii z płytkim, wulgarnym humorem obraz pani Meyers zdecydowanie się wyróżnia.