NO ESCAPE

No Escape recenzja Dowdle Owen Wilson BrosnanNO ESCAPE
No Escape
2015, USA
akcja, thriller, reż. John Erick Dowdle

Recepta na udany film akcji wydaje się być prosta: niezbyt skomplikowany, zrozumiały i w miarę logiczny, wciągający widza scenariusz, odpowiednia dramaturgia i tempo wydarzeń, dynamiczny montaż, a gdy jeszcze w głównej roli występuje jakiś znany aktor – sukces jest niemal pewny. Niestety, w życiu różnie bywa i nie zawsze jest tak łatwo. Niemniej zbiór tych wszystkich elementów zapewnia przed ekranem emocje i niezłą rozrywkę, a w końcu o to w kinie chodzi. Dobrym przykładem jest tu film No Escape, na który trafiłem dość przypadkowo, bo nie miał u nas premiery ani reklamy. W polskich kinach aż roi się od różnorakich gniotów, dlatego konia z rzędem temu, kto mi wytłumaczy, dlaczego obraz Johna Ericka Dowdle nie trafił na polskie ekrany. Tylko powinszować dystrybutorom wyczucia i rozeznania.
Typowa amerykańska rodzina – ojciec biznesmen i wychowująca dwie urocze córeczki matka przeprowadza się do Kambodży. Ma to związek z pracą mężczyzny. Trafiają najgorzej jak mogli, bo w tym azjatyckim państwie właśnie został obalony rząd i rozpoczyna się krwawa rewolucja, której ofiarami obok tubylców stają się niechętnie tu przyjmowani obcokrajowcy. Przebywający na mieście Jack jest świadkiem licznych egzekucji, z trudem przedostaje się do hotelu, gdzie została żona z dziećmi. Cała czwórka musi natychmiast uciekać, a ich nadzieją na ocalenie pozostaje oddalona o kilka przecznic amerykańska ambasada. To zarys fabuły filmu, w którym akcja od początku do samego końca gna na złamanie karku, a bohaterom stale towarzyszy atmosfera niepokoju i zagrożenia. Główną rolę gra Owen Wilson, kojarzony dotychczas raczej z głupawymi komediami, a nie dramatem wymagającym prawdziwego aktorskiego kunsztu, i radzi sobie wyjątkowo dobrze. Dla mnie to jedno z zaskoczeń filmu, podobnie jak świetna reżyseria mało znanego Johna Ericka Dowdle. Oczywiście są tu powielane znane schematy kina akcji, czasem trzeba przymrużyć oko (pod koniec nawet dość mocno), bo to jednak Hollywood, więc wszystko musi skończyć się dobrze, dzieci nie mogą ucierpieć (nawet podczas przerzucania ich niczym worka kartofli między dachami budynków), a gdy bohater jest w sytuacji bez wyjścia, pojawia się wybawiający go z opresji anioł stróż. Tę rolę przyjął nie byle kto, bo sam James Bond, wprawdzie już emerytowany, ale jednak. Pierce Brosnan jak zwykle wypada znakomicie, chociaż przypadła mu w udziale niezbyt wiarygodna postać.
No Escape to pełne adrenaliny, trzymające cały czas w napięciu kino survivalowe, z wartką akcją, wyrazistym bohaterem, przyzwoitymi jak na niskobudżetową produkcję efektami i oczywistym nawiązaniem do rzeczywistych wydarzeń. Oczywiście nie mówię o historii ucieczki konkretnej rodziny w podobnych okolicznościach, lecz o całej obyczajowej otoczce. Porusza ciągle aktualny problem ksenofobii i wykorzystania biednych krajów przez państwa bogate i lepiej rozwinięte. Film nakręcono zanim powstał problem uchodźców i przed zamachami w Paryżu, lecz ukazanie bez ogródek brutalności i bezwzględności zbrojnych band to młyn na wodę ludzi z trwogą spoglądających w kierunku innych kultur. Może więc dobrze, że obrazu nie było w kinach i mało kto go obejrzy?

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: