LITTLE BOY
Little Boy
2015, Meksysk, USA
dramat, komedia, reż. Alejandro Monteverde
Dobre kino powinno działać na emocje. By zaskoczyć i wzruszyć widza nie potrzeba efektów specjalnych, topowej obsady ani wielomilionowego budżetu. Czasem wystarczy sam pomysł i jego odpowiednie przedstawienie. Tak zrobił Alejandro Monteverde w sympatycznej opowieści o potędze miłości i silnej więzi małego chłopca z wysłanym na front II wojny światowej ojcem. Jak doskonale wiemy miłość potrafi góry przenosić – z takiego założenia wychodzi bohater filmu 8-letni Pepper (Jakob Salvati), z racji niskiego wzrostu zwany tytułowym małym chłopcem. Wyszydzany przez większych rówieśników dzieciak oparcie znajduje w ojcu (Michael Rapaport). To jego jedyny partner i tak też chłopak go nazywa. Jednak wojna wymaga ofiar – wezwany do poboru starszy brat Peppera zostaje odrzucony przez komisję, a jego miejsce zajmuje ojciec. Gdy na froncie zostaje uznany za zaginionego, Pepper jako jedyny głęboko wierzy w jego powrót do domu. Wszak wiara czyni cuda. W celu jej wzmocnienia chłopiec dostaje od miejscowego księdza listę dobrych uczynków, których wypełnienie pomoże w spełnieniu marzenia o sprowadzeniu ojca. Jednym z nich jest konieczność zaprzyjaźnienia się ze znienawidzonym w mieście starym Japończykiem. Tak oto powstaje dość szczególna relacja, która zmienia życie obu stron.
Nie mogę napisać wszystkiego bo dobry scenariusz jest jednym z największych atutów filmu meksykańskiego reżysera. To wprawdzie nieco banalna historyjka ku pokrzepieniu serc, takie trochę kino familijne i nie każdemu przypadnie do gustu, jednak chwilami potrafi chwycić za gardło, a z co bardziej wrażliwych oczy wycisnąć niejedną łzę. Prosty przekaz podany w bardzo przystępny, a zarazem dowcipny sposób. Do tego przyjemne zdjęcia uroczego kalifornijskiego miasteczka i trafnie oddana atmosfera tamych czasów. Ciepłe, klimatyczne kino, które skłania do refleksji i pozytywnie nastraja do życia. Bo przecież jeśli w coś głęboko wierzymy, możemy to osiągnąć.