DANNY COLLINS
Idol
2015, USA
dramat, obyczajowy, reż. Dan Fogelman
Dan Fogelman, scenarzysta kilku znanych komedii (Kocha lubi szanuje, Last Vegas) postanowił wreszcie wypłynąć na szersze wody i zrobić film samodzielnie. Debiut reżyserski wypadł całkiem okazale i to wcale nie za sprawą komediowych gagów. Te są tylko tłem do przedstawienia dość gorzkiej historii o podstarzałym, popularnym muzyku Dannym Collinsie, który po latach szaleństw zdaje sobie sprawę, że w życiu istnieją znacznie ważniejsze sprawy niż imprezowanie i odcinanie kuponów od kilku wylansowanych niegdyś hitów. Odwiedza syna, którego nigdy nie widział, i stara się naprawić zaniedbane relacje, zaczyna pisać nowe utwory. Impulsem do refleksji i nagłej zmiany podejścia do życia okazuje się odnaleziony po 40 latach list napisany przez Johna Lennona, którego piosenki wykorzystano w filmie. Czy niestroniącemu od używek i alkoholu artyście uda się wrócić do normalności i zrealizować młodzieńcze marzenia? Będziecie to wiedzieć po seansie, który gorąco polecam.
Idol to świetnie zarysowane i równie dobrze zagrane postacie, ciepły klimat produkcji i jej bardzo optymistyczny przekaz oraz genialne, pełne humoru dialogi. To pasjonująca opowieść, którą chłonie się jednym tchem dzięki kapitalnej grze Ala Pacino. Ostatnimi laty nie grał wiele (a jeśli grał to nie zachwycał), a tu daje prawdziwy koncert. Jest w swej kreacji bardzo autentyczny, dzięki niemu ten zwyczajny film staje się wielki i zapada w pamięć. Można dyskutować, czy 75-letni aktor nadaje się do roli muzycznego idola (stary pryk przerobiony na przystojnego rockmana) ale to byłoby szukanie dziury w całym. Nie zawodzi też Annette Bening, jednak i tak nie ma szans wyjść z cienia Pacino. Nawet jeśli scenariusz nie jest zbyt oryginalny (były setki podobnych obrazów o potrzebie zmiany pustego życia), a opowieści chwilami brakuje dramaturgii, to i tak potrafi wzruszyć i ogląda się ją z niekłamaną przyjemnością. Irytuje tylko polski tytuł filmu zapożyczony od kilku innych tak nazwanych produkcji. Dlaczego nasze kapuściane głąby zawsze muszą poprawiać twórców?