SHE’S FUNNY THAT WAY
Dziewczyna warta grzechu
2014, USA
komedia, reż. Peter Bogdanovich
Znajoma po seansie stwierdziła, że film miał klimat komedii Woody’ego Allena i widać, że kręcił to jakiś dziadek. Wprawdzie Peter Boganovich – nowojorczyk z serbskimi korzeniami jest o 4 lata młodszy od swego słynniejszego kolegi, ale 75 lat na karku robi swoje i takie stwierdzenie chyba go nie obraża. Zwłaszcza, że film wyszedł mu całkiem zgrabny, aczkolwiek do śmiechu tu nie tak znów wiele. I podobnie jak w przypadku Allena kontrowersji będzie co niemiara – jedni dostrzegą błyskotliwe dialogi i znakomite aktorstwo (a gwiazd nie brakuje: Owen Wilson, Jennifer Aniston, Imogen Poots, nawet sam Tarantino wpadł na chwilę), inni uznają to za banalne i wtórne, bo komedii omyłek było sporo i to znacznie lepszych. Czegoś tu zabrakło lecz tak naprawdę trudno stwierdzić – czego. A może po prostu narzekam, bo nie jestem fanem allenowskiego słowotoku? Film jest trochę przegadany, czemu trudno się dziwić skoro historię przedstawiono w formie retrospekcji byłej prostytutki, która za sprawą zbiegu okoliczności i bardzo hojnej oferty jednego z klientów porzuca swój fach i spełnia wielkie marzenie o karierze aktorskiej. Pech chce, że trafia na przesłuchanie do… swojego dawnego klienta i darczyńcy. Na dodatek główną rolę w przedstawieniu gra żona reżysera nieświadoma jego podwójnego życia.
Nie wiem, dlaczego pokazana w sierpniu 2014 Dziewczyna warta grzechu na polską premierę musiała czekać aż 10 misięcy. Dobrze, że w końcu jednak komedia trafiła na ekrany kin. Jest dość lekka w odbiorze, pełna żartów sytuacyjnych, a scenę z restauracji mamy szansę pamiętać nawet kilka chwil po wyjściu z kina. Czy coś więcej? No chyba nie. Brawa należą się głównym aktorom. To oni nakręcają tę historię wyciągając z niej więcej niż by można było przypuszczać. Potts jest urocza, Wilson zabawny, Aniston czaruje jako drapieżna terapeutka, zaś George Morfogen to prawdziwy Szpieg z Krainy deszczowców. Sama historia dość banalna i niezbyt interesująca, film ma sporo dłużyzn i jest pozbawiony jakiegoś sensownego zakończenia, lecz i tak czas spędzony w kinie uznaję za dobrze spożytkowany. Niby nic wielkiego, a cieszy.