BLENDED
Rodzinne rewolucje
2014, USA
komedia romantyczna, reż. Frank Coraci
Gdy w 2004 roku Adam Sandler podrywał cierpiącą na częste utraty pamięci i nie pamiętającą poprzednich dni Drew Barrymore na planie filmu 50 pierwszych randek, oglądało się to ze sporą przyjemnością, gdyż historia jak na komedię romantyczną była szalenie oryginalna. 10 lat później już tak dobrze nie jest. Frank Coraci, reżyser dość przeciętnej jakości obrazów, ponownie postawił na sprawdzony duet aktorów niejako wyrywając oboje z aktorskiego niebytu. Barrymore zniknęła na dobre i konia z rzędem temu, kto wymieni jakiś jej pamiętny film z ostatniej dekady, z kolei Sandler w tym czasie zaliczył całą serię mniej lub bardziej fatalnych występów. Rodzinne rewolucje – schematyczne i do bólu przewidywalne kino familijne niewiele tu pomoże, lecz chemia pomiędzy wspomnianą parą powoduje, że seans można w pewnym sensie zapisać po stronie plusów. Pod warunkiem, że szukamy urokliwej opowieści o miłości i rodzicielstwie (a nie bawiącej do łez komedii) oraz nie przeszkadza nam zastępująca sensowną fabułę nachalnie serwowana reklama wypoczynkowego resortu w RPA.
Nad samą treścią nie ma się co rozwodzić – jeśli po koszmarnej randce w ciemno dwoje samotnych rodziców ponownie spotyka się na wakacjach w luksusowym afrykańskim kurorcie, zmiana ich nienawiści w miłość jest tylko kwestią czasu. Skoro ona ma synów, a on córki – również oczywiste staje się, że zbliżą ich dzieciaki, bo to przecież oczko w głowie każdego rodzica. Scenariusz nie należy do oryginalnych, liczą się więc detale. Niestety większość żartów jest chybiona lub na niskim poziomie (dla wielbicieli Sandlera to nic nowego), a jeśli któryś was ubawi zaręczam, że chwilę po seansie już nie będziecie go pamiętać. Warto pochwalić afrykańskie pejzaże, które dodają kolorytu, lecz gdyby nie kapitalny duet Sandler/Barrymore, ten przeciętny film swym poziomem niewiele różniłby się od polskich produkcji, a to nie jest komplement. Choć szału nie ma to ta dwójka sprawia, że Rodzinne rewolucje można śmiało obejrzeć, najlepiej w niedzielę po rodzinnym obiedzie.