LUCY

Lucy recenzja Besson Johansson FreemanLUCY
Lucy
2014, Francja
sci-fi, reż. Luc Besson

Powrót do wielkiej formy Luca Bessona, najbardziej znanego francuskiego reżysera, sugerował już ubiegłoroczny film Porachunki z Robertem De Niro i Michelle Pfeiffer, zaś najnowsza produkcja tylko ten fakt potwierdza. Nawet jeśli pełne adrenaliny science-fiction to coś nowego w wykonaniu Francuza i zdarza mu się chwilami mocno przesadzić, przez większość seansu Lucy ogląda się z wypiekami na twarzy. Dopóki poziom absurdu nie przekroczy granic przyzwoitości. W roli tytułowej Scarlett Johansson gra kobietę, której wszczepiono syntetyczny narkotyk uwalniający pełen potencjał mózgu, zwykle wykorzystywany przez człowieka tylko w 10 procentach (według scenarzysty oczywiście, bo powszechnie wiadomo, że to wierutna bzdura). Substancja, którą Lucy miała przemycić, uwalnia się w jej organiźmie czyniąc bohaterkę istotą o ponadludzkich możliwościach. Jej niewyobrażalna przemiana i stopniowe odkrywanie drzemiącego w mózgu potencjału (telepatia, telekineza, grawitacja) przykuwa uwagę widza, bo film ma odpowiednie tempo i nie pozwala na chwilę oddechu. Jednak Besson zapomniał o podstawowej zasadzie: co za dużo to niezdrowo, i w finale pozwolił przyzwoitemu sensacyjniakowi przekształcić się w parodię, bo trudno inaczej określić tak intensywne nagromadzenie bzdur w finale. Chociaż więc mogło być lepiej, to jednak brak logiki nie dyskwalifikuje całości, bo w końcu mówimy o gatunku science-fiction, gdzie twórcom wolno więcej. O ile więc samo zakończenie znacząco obniża ostateczną notę, o tyle barwna, teledyskowa wręcz realizacja z wplecionymi sekwencjami przyrodniczymi robi wrażenie, a sam pomysł scenariusza (też autorstwa Francuza) jest naprawdę udany. Można jedynie dyskutować nad jego oryginalnością, bo dość podobne założenie przyświecało znacznie lepszemu (choć mniej rozrywkowemu) filmowi Limitless z Bradleyem Cooperem, u nas znanemu pod tytułem Jestem Bogiem.
   Mocnym punktem filmu jest obsada, a konkretnie tytułowa bohaterka świetnie zagrana przez Scarlett Johansson. Lucy dołączy do galerii silnych kobiet Bessona, twierdzę wręcz, że ją zdominuje, bo ma więcej charyzmy niż Nikita czy Joanna d’Arc. Jej brawurową rolę uzupełnia statyczny i spokojny jak zawsze Morgan Freeman, którego obecność gwarantuje przynajmniej przyzwoity poziom produkcji. Aktor nie grywa w gniotach i zawsze jest bardzo sugestywny, dlatego też widzowie łatwo uwierzą w opowiadane przez niego dyrdymały. Zwłaszcza, że wywody o nie do końca poznanym ludzkim organie popiera efektownymi slajdami.
   Podsumowując powiem tak: Lucy z pewnością warto zobaczyć. Dobrze, że po długiej serii bezbarwnych scenariuszy Besson wraca do reżyserowania filmów. Kupił mnie poprzednią produkcją, tej najnowszej też wiele nie brakuje. To wciąż prościutkie kino rozrywkowe, dla niezbyt wymagającego widza, jednak stojące o niebo wyżej niż np. popularna seria Taxi. Reżysera trochę poniosło i niepotrzebnie przeszarżował w końcówce, lecz z pewnością może zaliczyć ten film do udanych.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: