CAPTAIN PHILLIPS
Kapitan Phillips
2013, USA
dramat, reż. Paul Greengrass
6 nominacji do Oscara dostał Kapitan Phillips (m.in. w kategorii „najlepszy film”), ale niemal nieschodzący z ekranu, grający tytułową rolę Tom Hanks jednak się nie załapał. Uznano widocznie, że 2 Oscary mu wystarczą. To dziwi tym bardziej, że aktor stworzył bardzo wyrazistą postać i to z pewnością jedna z jego lepszych ról. Film Paula Greengrassa opowiada prawdziwą historię porwania przez somalijskich piratów kontenerowca Maersk Alabama w 2009 roku. Było to pierwsze od 2 stuleci uprowadzenie amerykańskiego statku. Jego dowódca, kapitan Phillips, oddał się w ręce piratów w zamian za gwarancję bezpieczeństwa dla załogi. Po kilku dniach bezowocnych negocjacji został odbity przez oddziały amerykańskie.
Historia jest powszechnie znana i wydawać by się mogło, że nie sposób jej ciekawie przedstawić w dwugodzinnym filmie. Jednak Paulowi Greengrassowi ta sztuka się udała. Chociaż samej akcji jest niewiele, jego obraz aż kipi od napięcia. To w dużej mierze zasługa starcia dwóch silnych osobowości – kapitana Phillipsa oraz dowódcy piratów Muse’a – w tej roli świetny Barkhad Abdi, nominowany do Oscara za rolę drugoplanową, który momentami autentycznie kradnie show Hanksowi. Pominę sam fakt zostawienia tak cennego frachtowca bez ochrony – aż trudno uwierzyć, że kilku facetów z karabinami może bez problemu sterroryzować załogę i opanować statek, a kapitan widząc nadchodzące niebezpieczeństwo (czy raczej: nadpływające w 2 małych łódkach) jest praktycznie bezradny i zdany na łaskę napastników. Jego postawa budzi szacunek, a powściągliwa gra Hanksa dodaje postaci autentyczności. Reżyser szczęśliwie uniknął nadmiernego patosu (może poza sceną z listem) charakterystycznego w podobnych amerykańskich produkcjach. Jeśli dodamy do tego dobre zdjęcia i montaż, a także odpowiednio dopasowaną muzykę, mamy pełny obraz filmu Greengrassa.
Nadchodzące Oscary podkręciły trochę atmosferę wokół naznaczonego nominacjami filmu, tak to już jest na początku każdego roku. Momentami zachwyty nad Kapitanem Phillipsem wydają się mocno przesadzone, jednak nie można zaprzeczyć, że to po prostu solidnie zrobiony, pełen emocji thriller, z dobrym aktorstwem i wyrazistymi, dobrze napisanymi postaciami, co w pełni rekompensuje niezbyt wartką i przewidywalną akcję. Właściwie nawet trudno narzekać, że niewiele się dzieje i znamy koniec historii, bo przecież scenariusz napisało samo życie. Gęsta atmosfera drugiej części filmu sprawia, że nie ma zbyt wielu dłużyzn i czas mija naprawdę szybko. Znacznie szybciej niż kilkanaście lat temu, gdy Hanks wylądował Poza światem i na bezludnej wyspie zabawiał się w dentystę (za tę rolę nagrodzono go Złotym Globem).
Historia jest powszechnie znana i wydawać by się mogło, że nie sposób jej ciekawie przedstawić w dwugodzinnym filmie. Jednak Paulowi Greengrassowi ta sztuka się udała. Chociaż samej akcji jest niewiele, jego obraz aż kipi od napięcia. To w dużej mierze zasługa starcia dwóch silnych osobowości – kapitana Phillipsa oraz dowódcy piratów Muse’a – w tej roli świetny Barkhad Abdi, nominowany do Oscara za rolę drugoplanową, który momentami autentycznie kradnie show Hanksowi. Pominę sam fakt zostawienia tak cennego frachtowca bez ochrony – aż trudno uwierzyć, że kilku facetów z karabinami może bez problemu sterroryzować załogę i opanować statek, a kapitan widząc nadchodzące niebezpieczeństwo (czy raczej: nadpływające w 2 małych łódkach) jest praktycznie bezradny i zdany na łaskę napastników. Jego postawa budzi szacunek, a powściągliwa gra Hanksa dodaje postaci autentyczności. Reżyser szczęśliwie uniknął nadmiernego patosu (może poza sceną z listem) charakterystycznego w podobnych amerykańskich produkcjach. Jeśli dodamy do tego dobre zdjęcia i montaż, a także odpowiednio dopasowaną muzykę, mamy pełny obraz filmu Greengrassa.
Nadchodzące Oscary podkręciły trochę atmosferę wokół naznaczonego nominacjami filmu, tak to już jest na początku każdego roku. Momentami zachwyty nad Kapitanem Phillipsem wydają się mocno przesadzone, jednak nie można zaprzeczyć, że to po prostu solidnie zrobiony, pełen emocji thriller, z dobrym aktorstwem i wyrazistymi, dobrze napisanymi postaciami, co w pełni rekompensuje niezbyt wartką i przewidywalną akcję. Właściwie nawet trudno narzekać, że niewiele się dzieje i znamy koniec historii, bo przecież scenariusz napisało samo życie. Gęsta atmosfera drugiej części filmu sprawia, że nie ma zbyt wielu dłużyzn i czas mija naprawdę szybko. Znacznie szybciej niż kilkanaście lat temu, gdy Hanks wylądował Poza światem i na bezludnej wyspie zabawiał się w dentystę (za tę rolę nagrodzono go Złotym Globem).