MORTAL INSTRUMENTS: CITY OF BONES
Dary Anioła: Miasto kości
2013, Niemcy, USA
fantasy, reż. Harald Zwart
Każda ekranizacja popularnej książki ma tę samą wadę: jest zbyt skrótowa i pomija pewne ważne wątki. Nie inaczej jest w filmie Dary Anioła: Miasto kości, nakręconym na podstawie pierwszego z 6 tomów powieści Cassandry Clare. Ponieważ jednak opisuję wrażenia z filmu, nie będę się wgłębiał w to, co pominięto (a sporo tego), skupiając się na tym, co możemy zobaczyć na ekranie. Jeśli ktoś książki nie czytał, jest zdany tylko na film i nie będzie świadom braków. Sam obraz Haralda Zwarta jest zrobiony całkiem solidnie i robi dobre wrażenie. Trzeba tylko wziąć poprawkę, że to produkcja młodzieżowa, więc mimo obecności wampirów, wilkołaków i demonów nie ma scen drastycznych i budzących odrazę, a happy end jest obowiązkowy.
Pisząc o w/w stworach po części nakreśliłem tzw. target obrazu. Bohaterką jest nastolatka Clary (w tej roli córka Phila Collinsa – Lily), która odkrywa, że należy do grupy Nocnych Łowców – półaniołów odpowiedzialnych za ochronę świata przed demonami. Zaczyna walczyć po stronie dobra w nieznanym śmiertelnikom podziemnym świecie. Nie będę tego rozwijał, bo filmy fantasy z samego założenia mają pokręcone fabuły i nie ma sensu ich odkrywać. Ważne jest, by miało to ręce i nogi, było widowiskowe i efektowne. Tutaj oba warunki są spełnione, a głębszego sensu i logiki lepiej się nie doszukiwać. Ważne, że film niesie uniwersalne przesłanie o potędze przyjaźni i poświęcenia w imię wyższych wartości, jest okraszony pewną dozą humoru i, co oczywiste, ma romas w tle, bo dzisiaj bez tego ani rusz. Nie tak intensywny jak ten ze Zmierzchu, ale także emocjonujący. A propos porownań z trylogią Stephanie Meyer – film Zwarta ma bardziej mroczny klimat i wyrazistą bohaterkę, poza tym ta opowieść ma tempo i dynamikę. Główne podobieństwo to dwóch kandydatów do jednej panienki, która tutaj jest dynamiczna i przebojowa w przeciwieństwie do mdłej i nijakiej Belli Swan.
Dary Anioła: Miasto kości nie jest żadnym arcydziełem, ale dostarcza rozrywki na przyzwoitym poziomie. Umiejętnie połączono kino przygodowe z elementami fantasy, sceny walk trzymają poziom, muzyka jest dobrze dobrana, zaś rozpaczliwe próby poznania własnej tożsamości przez główną bohaterkę dodają obrazowi głębi. Jeśli jednak chcecie się dobrze bawić w kinie, nie czytajcie wcześniej książki.
Pisząc o w/w stworach po części nakreśliłem tzw. target obrazu. Bohaterką jest nastolatka Clary (w tej roli córka Phila Collinsa – Lily), która odkrywa, że należy do grupy Nocnych Łowców – półaniołów odpowiedzialnych za ochronę świata przed demonami. Zaczyna walczyć po stronie dobra w nieznanym śmiertelnikom podziemnym świecie. Nie będę tego rozwijał, bo filmy fantasy z samego założenia mają pokręcone fabuły i nie ma sensu ich odkrywać. Ważne jest, by miało to ręce i nogi, było widowiskowe i efektowne. Tutaj oba warunki są spełnione, a głębszego sensu i logiki lepiej się nie doszukiwać. Ważne, że film niesie uniwersalne przesłanie o potędze przyjaźni i poświęcenia w imię wyższych wartości, jest okraszony pewną dozą humoru i, co oczywiste, ma romas w tle, bo dzisiaj bez tego ani rusz. Nie tak intensywny jak ten ze Zmierzchu, ale także emocjonujący. A propos porownań z trylogią Stephanie Meyer – film Zwarta ma bardziej mroczny klimat i wyrazistą bohaterkę, poza tym ta opowieść ma tempo i dynamikę. Główne podobieństwo to dwóch kandydatów do jednej panienki, która tutaj jest dynamiczna i przebojowa w przeciwieństwie do mdłej i nijakiej Belli Swan.
Dary Anioła: Miasto kości nie jest żadnym arcydziełem, ale dostarcza rozrywki na przyzwoitym poziomie. Umiejętnie połączono kino przygodowe z elementami fantasy, sceny walk trzymają poziom, muzyka jest dobrze dobrana, zaś rozpaczliwe próby poznania własnej tożsamości przez główną bohaterkę dodają obrazowi głębi. Jeśli jednak chcecie się dobrze bawić w kinie, nie czytajcie wcześniej książki.