R.I.P.D.
R.I.P.D. Agenci z zaświatów
2013, USA
sci-fi, komedia, reż. Robert Schwentke
Robert Schwentke ma na koncie m.in. Red z Brucem Willisem i Plan lotu z Jodie Foster – oba filmy naprawdę niezłe, dlatego miałem spore oczekiwania wobec jego kolejnej produkcji. Zwłaszcza po obejrzeniu świetnego trailera. I jak to zwykle bywa – musiałem obejść się smakiem, bo w krótkiej reklamówce zawarto wszystko to, co w filmie najlepsze. Przygodę z Agentami z zaświatów można było od niej zacząć i na niej zakończyć. R.I.P.D. jest adaptacją komiksu pod tym samym tytułem i mocno nawiązuje do pomysłów wykorzystanych w innych filmach, z Uwierz w ducha i przede wszystkim Facetami w czerni na czele. Dzieło pana Schwentke nie posiada jednak lekkości tamtej komedii, nie wspominając o głównych aktorach, bo trudno znaleźć parę na poziomie Willa Smitha i Tommy Lee Jonesa. Duet Ryan Reynolds i Jeff Bridges nawet się nie umywa.
Policjant Nick (Reynolds) po śmierci trafia do Wydziału ds. Wiecznego Odpoczynku (R.I.P.D.), którego zadaniem jest wyłapywanie ukrywających się wśród ludzi dusz starających się uniknąć Sądu Ostatecznego. Jego partnerem i przewodnikiem jest stary wyga, szeryf z XIX wieku Roy (Bridges). Staremu gęba się nie zamyka, młody chce się wykazać, a także szuka zemsty na fałszywym przyjacielu, który go zabił, a teraz smali cholewki do jego żony. Panowie odkrywają spisek, który otwiera przejście do świata umarłych i może zagrozić życiu ludzi na Ziemi, więc bez wahania ruszają ratować świat, do którego już nie należą.
Nie będę się pastwił nad durnym scenariuszem, bo to lekka komedia dla niezbyt wymagającego widza i nie musi mieć wiele sensu. Problem polega na tym, że jest mało śmieszna, a to już trudno wybaczyć. Postacie schematyczne, dialogi czerstwe, dowcipy marne (ten najlepszy to nadanie bohaterom odmiennych ziemskich ciał – policjant dla ludzi wygląda jak stary Chińczyk, szeryf za to jest super laską), gra aktorska również daleka od ideału – Reynolds jest drewniany i kompletnie nijaki, zwłaszcza na tle wyrazistego Bridgesa, który jednak irytuje swoim akcentem i jego paplanie trudno wytrzymać dłużej niż kilka minut. Jest jeszcze Kevin Bacon, ale jego występ litościwie przemilczę. Bardziej denerwują dziury fabularne i brak pomysłów, od których aż kipieli Faceci w czerni. Wprawdzie tam pole do popisu było większe – ścigano kosmitów, tutaj zaledwie umarlaków, którzy siłą rzeczy nie przybierają tak barwnych form jak przybysze z innych światów, ale można było zadbać o pewne szczegóły. Choćby próba ukrycia wydarzeń przed ludźmi – tam mieli urządzenie czyszczące pamięć, tutaj umarli demolują pół miasta i nikogo to nie dziwi, jest tylko krótka wzmianka w wiadomościach. Słabo, słabo i jeszcze raz słabo, a takich drobiazgów jest naprawdę wiele. W komiksie to może uchodzi, ale na ekranie razi.
R.I.P.D. Agenci z zaświatów to marna hybryda, stworzona z ogranych patentów i zużytych pomysłów. Nie intryguje fabułą, nie bawi dowcipami, nie skupia uwagi widza zapierającą dech w piersiach akcją ani nie porywa aktorstwem. Wszystko jest tu średnie i przeciętne, a krótkie oryginalne i zabawne momenty nie ratują całości. Jest ich po prostu za mało. Jak ktoś nie widział – polecam obejrzeć zwiastun. Jest krótki, rzeczowy i zawiera wszystko, co warto zobaczyć. Mam nadzieję, że w przypadku reżysera to tylko chwilowa obniżka formy i kolejny film zrobi dla dojrzałych ludzi, a nie przedszkolaków.
Policjant Nick (Reynolds) po śmierci trafia do Wydziału ds. Wiecznego Odpoczynku (R.I.P.D.), którego zadaniem jest wyłapywanie ukrywających się wśród ludzi dusz starających się uniknąć Sądu Ostatecznego. Jego partnerem i przewodnikiem jest stary wyga, szeryf z XIX wieku Roy (Bridges). Staremu gęba się nie zamyka, młody chce się wykazać, a także szuka zemsty na fałszywym przyjacielu, który go zabił, a teraz smali cholewki do jego żony. Panowie odkrywają spisek, który otwiera przejście do świata umarłych i może zagrozić życiu ludzi na Ziemi, więc bez wahania ruszają ratować świat, do którego już nie należą.
Nie będę się pastwił nad durnym scenariuszem, bo to lekka komedia dla niezbyt wymagającego widza i nie musi mieć wiele sensu. Problem polega na tym, że jest mało śmieszna, a to już trudno wybaczyć. Postacie schematyczne, dialogi czerstwe, dowcipy marne (ten najlepszy to nadanie bohaterom odmiennych ziemskich ciał – policjant dla ludzi wygląda jak stary Chińczyk, szeryf za to jest super laską), gra aktorska również daleka od ideału – Reynolds jest drewniany i kompletnie nijaki, zwłaszcza na tle wyrazistego Bridgesa, który jednak irytuje swoim akcentem i jego paplanie trudno wytrzymać dłużej niż kilka minut. Jest jeszcze Kevin Bacon, ale jego występ litościwie przemilczę. Bardziej denerwują dziury fabularne i brak pomysłów, od których aż kipieli Faceci w czerni. Wprawdzie tam pole do popisu było większe – ścigano kosmitów, tutaj zaledwie umarlaków, którzy siłą rzeczy nie przybierają tak barwnych form jak przybysze z innych światów, ale można było zadbać o pewne szczegóły. Choćby próba ukrycia wydarzeń przed ludźmi – tam mieli urządzenie czyszczące pamięć, tutaj umarli demolują pół miasta i nikogo to nie dziwi, jest tylko krótka wzmianka w wiadomościach. Słabo, słabo i jeszcze raz słabo, a takich drobiazgów jest naprawdę wiele. W komiksie to może uchodzi, ale na ekranie razi.
R.I.P.D. Agenci z zaświatów to marna hybryda, stworzona z ogranych patentów i zużytych pomysłów. Nie intryguje fabułą, nie bawi dowcipami, nie skupia uwagi widza zapierającą dech w piersiach akcją ani nie porywa aktorstwem. Wszystko jest tu średnie i przeciętne, a krótkie oryginalne i zabawne momenty nie ratują całości. Jest ich po prostu za mało. Jak ktoś nie widział – polecam obejrzeć zwiastun. Jest krótki, rzeczowy i zawiera wszystko, co warto zobaczyć. Mam nadzieję, że w przypadku reżysera to tylko chwilowa obniżka formy i kolejny film zrobi dla dojrzałych ludzi, a nie przedszkolaków.