SANS LAISSER DE TRACES
Bez śladów
2010, Francja
thriller, reż. Grégoire Vigneron
Wielokrotnie pisałem, że kino francuskie ostatnimi czasy znacznie się wyrobiło. Nad Sekwaną powstaje wiele naprawdę dobrych filmów. Bez śladów to może nic wybitnego, ale wystarczająco sprawnie zrealizowany thriller z ciekawymi obserwacjami ludzkich zachowań w obliczu nieoczekiwanych wydarzeń. Skłaniający do przemyśleń i formułowania trochę smutnych, ale bardzo życiowych wniosków: sukces finansowy zwykle jest udziałem ludzi bezwzględnych. Niezbędny jest też łut szczęścia.
Stephen, prezes dużej firmy, ma wyrzuty sumienia z powodu oszustwa, jakie kiedyś popełnił w drodze na szczyt. Przywłaszczył sobie cudzy pomysł i na nim zbudował własną karierę. Kolega, któremu zwierzył się ze swoich problemów, proponuje odwiedzenie autora, przyznanie się do winy i zaproponowanie zadośćuczynienia. Niestety sprawy wymykają się spod kontroli, mężczyzna grozi ujawnieniem kradzieży i ginie od ciosu butelką w tył głowy. Stephen nie zdążył powstrzymać kolegi od zadania ciosu, jednak dręczony wyrzutami sumienia zaczyna zachowywać się irracjonalnie. Pojawia się na pogrzebie ofiary, pokrywa koszty, następnie pomaga finansowo jego nastoletniej córce. Tymczasem zabójca zostaje zatrzymany przez policję i grozi ujawnieniem prawdy.
Tempo filmu nie jest zabójcze, ale liczne zwroty akcji, bardzo sprawna realizacja i przede wszystkim głupota zachowań obu bohaterów sprawiają, że ogląda się go z dużym zainteresowaniem. Jeśli facet odnowił starą, szkolną znajomość, po co od razu opowiadał o swoich problemach? Dlaczego panowie zostawili odciski palców w mieszkaniu ofiary? Po co to nagłe zainteresowanie córką? Paniczna wyprzedaż majątku? Stephen robił wiele, by zwrócić na siebie uwagę w momencie, gdy powinien pozostać niewidoczny. Jego kolega był jeszcze większym idiotą. Filmowi pana Vignerona na pewno nie można zarzucić, że jest porzewidywalny. Mimo słabości scenariusza i mało wyrazistej głównej postaci Bez litości jest wart uwagi. Szkoda tylko, że seans prowadzi do wspomnianej wyżej refleksji: kierowanie się sumieniem powoduje same kłopoty. Ale jak wyglądałby świat złożony z ludzi bez sumienia….
Stephen, prezes dużej firmy, ma wyrzuty sumienia z powodu oszustwa, jakie kiedyś popełnił w drodze na szczyt. Przywłaszczył sobie cudzy pomysł i na nim zbudował własną karierę. Kolega, któremu zwierzył się ze swoich problemów, proponuje odwiedzenie autora, przyznanie się do winy i zaproponowanie zadośćuczynienia. Niestety sprawy wymykają się spod kontroli, mężczyzna grozi ujawnieniem kradzieży i ginie od ciosu butelką w tył głowy. Stephen nie zdążył powstrzymać kolegi od zadania ciosu, jednak dręczony wyrzutami sumienia zaczyna zachowywać się irracjonalnie. Pojawia się na pogrzebie ofiary, pokrywa koszty, następnie pomaga finansowo jego nastoletniej córce. Tymczasem zabójca zostaje zatrzymany przez policję i grozi ujawnieniem prawdy.
Tempo filmu nie jest zabójcze, ale liczne zwroty akcji, bardzo sprawna realizacja i przede wszystkim głupota zachowań obu bohaterów sprawiają, że ogląda się go z dużym zainteresowaniem. Jeśli facet odnowił starą, szkolną znajomość, po co od razu opowiadał o swoich problemach? Dlaczego panowie zostawili odciski palców w mieszkaniu ofiary? Po co to nagłe zainteresowanie córką? Paniczna wyprzedaż majątku? Stephen robił wiele, by zwrócić na siebie uwagę w momencie, gdy powinien pozostać niewidoczny. Jego kolega był jeszcze większym idiotą. Filmowi pana Vignerona na pewno nie można zarzucić, że jest porzewidywalny. Mimo słabości scenariusza i mało wyrazistej głównej postaci Bez litości jest wart uwagi. Szkoda tylko, że seans prowadzi do wspomnianej wyżej refleksji: kierowanie się sumieniem powoduje same kłopoty. Ale jak wyglądałby świat złożony z ludzi bez sumienia….