PROMISED LAND
Promised Land
2012, USA
dramat, obyczajowy, reż. Gus Van Sant
Gus Van Sant postanowił poruszyć stary jak świat problem społeczny i ukazać zło i bezduszność międzynarodowych korporacji na przykładzie firmy wydobywającej gaz łupkowy. W Polsce takie firmy mają w nosie prawa rolników i po prostu zajmują ich ziemie, w Ameryce oferują właścicielom wysokie odszkodowania za pozyskanie terenów pod eksploatację. Tym właśnie zajmują się Steve (Matt Damon) i Sue (Frances McDormand). Przyjeżdżają do pogrążonego w kryzysie miasteczka, wtapiają się w lokalną społeczność i starają się zdobyć jej zaufanie, by potem przejąć ich pola. Nie wszyscy wierzą w uczciwość oferty – bo też korporacja proponuje tylko niewielką część prawdziwej wartości gruntu. Nieuczciwe praktyki jakimś cudem docierają do proponującego je Steve’a, w którym po raz pierwszy zaczyna odzywać się sumienie.
Chciwość i pazerność wielkich firm to temat rzeka, poruszany zresztą w wielu filmach (Aż poleje się krew, Erin Brockovich, Filadelfia). Można by długo dyskutować nad tym, na ile ich postępowanie jest uczciwe. Z jednej strony zaniżają wartość gruntu, ale z drugiej oferują zastrzyk gotówki mogący znacznie podnieść jakość życia w podupadającej mieścinie. Każdy ostatecznie sam decyduje (chociaż – czy na pewno?). Mało czy dużo – to kwestia względna. Stosowane sztuczki już nie. Film ogląda się znakomicie – to zasługa nie tylko samej historii, ale przede wszystkim świetnego, niezwykle wiarygodnego aktorstwa głównych bohaterów oraz dobrej reżyserii starego mistrza dramatu. Van Sant wie, jak grać na emocjach. Umiejętnie buduje napięcie, by nagle zrobić całkowity zwrot i zupełnie zaskoczyć widza. Jedno, co mi nie pasuje w tej realistycznej przecież historii, to motyw wyrzutów sumienia u faceta, który latami wykonywał swój zawód. Wcześniej bez mrugnięcia okiem akceptował reguły gry, robił zaniżone wyceny i oferował nędzne rekompensaty – nagle dostrzegł, że to jest niewłaściwe. Zabrakło tylko sceny, gdy skruszony idzie do spowiedzi…
Pominąwszy ten naiwny wątek, film daje do myślenia. Pokazuje, jak łatwo jest manipulować ludźmi. Jak wielu skusi się na łatwy szmal nie mając pojęcia, że mogliby wygrać o wiele więcej. Cóż, życie….
Chciwość i pazerność wielkich firm to temat rzeka, poruszany zresztą w wielu filmach (Aż poleje się krew, Erin Brockovich, Filadelfia). Można by długo dyskutować nad tym, na ile ich postępowanie jest uczciwe. Z jednej strony zaniżają wartość gruntu, ale z drugiej oferują zastrzyk gotówki mogący znacznie podnieść jakość życia w podupadającej mieścinie. Każdy ostatecznie sam decyduje (chociaż – czy na pewno?). Mało czy dużo – to kwestia względna. Stosowane sztuczki już nie. Film ogląda się znakomicie – to zasługa nie tylko samej historii, ale przede wszystkim świetnego, niezwykle wiarygodnego aktorstwa głównych bohaterów oraz dobrej reżyserii starego mistrza dramatu. Van Sant wie, jak grać na emocjach. Umiejętnie buduje napięcie, by nagle zrobić całkowity zwrot i zupełnie zaskoczyć widza. Jedno, co mi nie pasuje w tej realistycznej przecież historii, to motyw wyrzutów sumienia u faceta, który latami wykonywał swój zawód. Wcześniej bez mrugnięcia okiem akceptował reguły gry, robił zaniżone wyceny i oferował nędzne rekompensaty – nagle dostrzegł, że to jest niewłaściwe. Zabrakło tylko sceny, gdy skruszony idzie do spowiedzi…
Pominąwszy ten naiwny wątek, film daje do myślenia. Pokazuje, jak łatwo jest manipulować ludźmi. Jak wielu skusi się na łatwy szmal nie mając pojęcia, że mogliby wygrać o wiele więcej. Cóż, życie….