JACK REACHER Jack Reacher: Jednym strzałem

Jack Reacher Jednym strzałem recenzja Tom CruiseJACK REACHER
Jack Reacher: Jednym strzałem

2012, USA
akcja, reż. Christopher McQuarrie

Jack Reacher to fikcyjna postać literacka, bohater 17 powieści napisanych przez Jima Granta pod pseudonimem Lee Child. Jedna z nich nosi tytuł Jednym strzałem, stąd polskie rozszerzenie oryginalnego tytułu filmu. Książek nie czytałem więc nie odniosę się do ich zawartości, mogę jedynie z uśmiechem przyjąć fakt obsadzenia drobnego i niewielkiego Toma Cruise’a w głównej roli, podczas gdy Jack Reacher był silnej budowy, miał 127 cm obwodu klatki piersiowej i 195 cm wzrostu. Pominąwszy ten drobny fakt skupmy się na fabule. Zważywszy, że powieści Childa nie są zbyt ambitną literaturą (taki odpowiednik filmów klasy B), nie należy więc oczekiwać wielkiego kina.
Nic tu się nie dzieje za pomocą jednego strzału, co sugerowałby tytuł. Snajper zabija 5 przypadkowych osób i wrabia w morderstwo byłego strzelca armii amerykańskiej. Ten zatrudnia panią adwokat i domaga się udziału w śledztwie byłego oficera Jacka Reachera, mściciela znikąd, który żyje nie wiadomo gdzie i niczym duch pojawia się tam, gdzie i kiedy chce. W efektowny sposób pomaga w wyjaśnieniu sprawy odkrywając przy okazji grubszą aferę. Oczywiście, jak przystało na bohatera, nie zamierza angażować policji i sam chce wymierzyć sprawiedliwość. Nie muszę dodawać, że jest dowcipny i łamie kobiece serca niczym Bond, James Bond.
Właściwie przy założeniu, że to kino klasy B nie ma się do czego przyczepić. Film rozkręca się wolno, ale wciąga i potrafi zainteresować widza. Aktorstwo na niezłym poziomie, może nie wybitne lecz też nie ma co narzekać. Jest trochę niezłych tekstów i chociaż brak spektakularnych efektów specjalnych, i bez nich dobrze się to ogląda. Warunek niezbędny to przymknięcie oka na naiwności scenariusza i nieco teatralną konstrukcję filmu (niczym kryminał telewizyjny). To kino typowo rozrywkowe, bez głębi i tzw. drugiego dna, podobnie zresztą jak książki pana Childa. Przeszkadzała mi słabo naświetlona postać głównego bohatera (ale aura tajemniczości to chyba efekt zamierzony) oraz oczywiście jego bojowe zdolności kompletnie nieprzystające do mikrej sylwetki. O łatwości pozyskiwania kolejnych aut nie wspomnę, bo – jak pisałem, trzeba przymknąć oko. Wielbiciele (a raczej wielbicielki) Toma Cruise’a będą zadowoleni (zadowolone), pozostali już niekoniecznie. Mimo wszystko warto zobaczyć.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: