WOMAN
Woman
2011, USA
dramat, thriller, reż. Lucky McKee
Jeśli film wywołuje kontrowersje i skrajne oceny, od obrzydzenia do zachwytu, to z pewnością jest wart uwagi. Nie jako głupawy horror z dużą ilością przemocy i zwyrodnienia, lecz jako przejmujący thriller psychologiczny o przekraczaniu granic człowieczeństwa. O tym, jak zły potrafi być człowiek – najbardziej okrutne stworzenie stąpające po ziemi. Najlepszym przykładem jest Chris, pozornie przykładny ojciec rodziny, a w rzeczywistości bezwzględny tyran, sadysta i psychopata. Gdy podczas polowania natyka się na żyjącą w leśnej głuszy dziką kobietę, postanawia ją schwytać i ucywilizować. Skutą w łańcuchy trzyma w piwnicy wykorzystując seksualnie i poddając wymyślnym torturom. Na domiar złego uczy syna podobnego postępowania.
Ekranizacja powieści Jacka Ketchuma ma niewielkie szanse spodobać się tzw. masowemu widzowi. To kino dla koneserów. Mocne, dosadne, z przykrym lecz oczywistym przesłaniem i makabryczną, miażdżącą końcówką. Z dobrym aktorstwem (Pollyanna McIntosh świetnie udźwignęła trudną rolę zniewolonej kobiety, zaś Sean Bridges jest bardzo przekonujący jako antypatyczny dewiant – gra tak, że nie sposób go polubić) i zapadającymi w pamięć scenami, których nie polecam wrażliwym widzom. Akcja jest bardzo powolna a bezradność sterroryzowanej rodziny momentami trochę irytuje, jednak obraz skłania do głębokich refleksji na temat natury człowieka. Ilu podobnych psycholi żyje w naszej okolicy? Nawet nie mamy szans się o tym dowiedzieć. Dzieło pana McKee może jest niesmaczne i obrazoburcze, ale posiada umiejętnie budowany, mroczny klimat wszechobecnej, stale narastającej grozy, oraz wciągający scenariusz – niby możemy się domyślić finału, a jednak nie do końca. Trudno bowiem uwierzyć, jak wiele zła jest w stworzonym przecież na podobieństwo Boga człowieku.
Ekranizacja powieści Jacka Ketchuma ma niewielkie szanse spodobać się tzw. masowemu widzowi. To kino dla koneserów. Mocne, dosadne, z przykrym lecz oczywistym przesłaniem i makabryczną, miażdżącą końcówką. Z dobrym aktorstwem (Pollyanna McIntosh świetnie udźwignęła trudną rolę zniewolonej kobiety, zaś Sean Bridges jest bardzo przekonujący jako antypatyczny dewiant – gra tak, że nie sposób go polubić) i zapadającymi w pamięć scenami, których nie polecam wrażliwym widzom. Akcja jest bardzo powolna a bezradność sterroryzowanej rodziny momentami trochę irytuje, jednak obraz skłania do głębokich refleksji na temat natury człowieka. Ilu podobnych psycholi żyje w naszej okolicy? Nawet nie mamy szans się o tym dowiedzieć. Dzieło pana McKee może jest niesmaczne i obrazoburcze, ale posiada umiejętnie budowany, mroczny klimat wszechobecnej, stale narastającej grozy, oraz wciągający scenariusz – niby możemy się domyślić finału, a jednak nie do końca. Trudno bowiem uwierzyć, jak wiele zła jest w stworzonym przecież na podobieństwo Boga człowieku.