INBRED
Krwawa gościnność
2011, Wielka Brytania, Niemcy
horror, reż. Alex Chandon
Zaczyna się bardzo ciekawie. Czwórka młodych przestępców wraz z dwójką opiekunów przyjeżdża do zapadłej dziury w Szkocji w ramach zleconych przez sąd obowiązkowych prac społecznych. W lokalnym pubie wdają się w konflikt z miejscowymi, którzy od samego początku są wrogo nastawieni do przybyszów. Do tego momentu jest dobrze. Panuje złowieszczy klimat, coś wisi w powietrzu i niecierpliwie wyczekujemy na rozwój wydarzeń. Niestety im dalej, tym gorzej. Sprzeczka prowadzi do krwawego konfliktu, na dodatek okazuje się, że efektowne patroszenie turystów jest ulubioną rozrywką porąbanych na umyśle tubylców. Film mocno skręca w kierunku gore, a ilość krwi na ekranie mogłaby obdzielić kilka innych tego typu dzieł. Przesyt ma zawsze ten sam skutek – bać się nie ma czego, a wywlekane na wierzch flaki i wnętrzności budzą obrzydzenie zamiast strachu. Jeśli ktoś lubi rzeźnię – to film dla niego. Sensu i logiki raczej tu niewiele, chociaż na plus trzeba zapisać, że zachowania uwięzionych są dość racjonalne jak na sytuację, w jakiej się znaleźli. Całość ratuje angielski humor, którego tu nawet sporo. Spokój i luz dziwacznych Szkotów musi wywołać uśmiech (gdy robią zakłady, w którą z pułapek wpadnie uciekinier albo gdy po krwawej jatce idą spokojnie na piwo). Bardziej to czarna komedia niż horror, taki dość specyficzny miks. Jedynie dla miłośników gatunku. Myślącym odradzam, chyba że akurat chcecie się totalnie odmóżdżyć w towarzystwie odjechanych Szkotów z piwkiem w jednej, a siekierą w drugiej dłoni.