JUSTIN TIMBERLAKE 20/20 Experience

Justin Timberlake 20/20 Experience recenzjaJUSTIN TIMBERLAKE
20/20 Experience
2013

Ten Justin to jest dopiero gość! Utalentowany, przystojny…. Zrobił karierę w boysbandzie N Sync, potem już pod własnym nazwiskiem, a przez ostatnie 7 lat nie wydawał płyt, bo na potęgę grywał w filmach (ostatnio u boku samego Clinta Eastwooda w Dopóki piłka w grze – na jego aktorstwo litościwie spuszczę zasłonę milczenia). Było go całkiem sporo na ekranie i to zazwyczaj u boku pięknych kobiet: w Alpha Dog grała Sharon Stone, w Guru miłości Jessica Alba, w Wyścigu z czasem Amanda Seyfried i Olivia Wilde, w Złej kobiecie podrywała go Cameron Diaz, a w To tylko seks Mila Kunis. Po tych podbojach ekranowy amant uznał, że pora zadbać o muzycznych fanów – wydał płytę, która już w pierwszym tygodniu znalazła w USA prawie milion nabywców! Podobny sukces ma miejsce w serwisie iTunes. Justinomania trwa! To dopiero gość….
Rok 2013 przynosi nam serię powrotów – 5 lat leniuchowała Dido, aż 10 David Bowie, 7 Justin Timberlake. Nie będę rozbierał jego albumu na czynniki pierwsze – z pewnością zrobią to inni, opiszą i zanalizują każdą piosenkę. Dla mnie ważniejsze jest ogólne wrażenie. Już na samym początku doznałem szoku patrząc na tracklistę. 10 piosenek, z których niemal każda trwa 7-8 minut to absolutny ewenement na płycie z muzyką rozrywkową (czyli taką, która zwykle nudzi po 4 minutach i nie powinna trwać dłużej, bo radia nie lubią). Czy da się to wytrzymać bez znudzenia? O dziwo tak (na ogół) bowiem to nie jest już pop, a na pewno nie prostacka rozrywka w jonasowo-bieberowo-cyrusowym stylu. JT pokazał klasę znacznie większą niż w swoich filmach. Zaoferował niemedialną, klimatyczną płytę osadzoną w duchu R&B i soulu lat 70., idącą wbrew obowiązującym obecnie trendom – i dlatego tak świeżą i wyjątkową. Żaden z utworów nie wpada w ucho, nie ma wielkiego potencjału radiowego, ale co z tego, skoro cały krążek ma niepowtarzalny nastrój? To zestaw piosenek, które indywidualnie nie porywają, ale słuchane razem bardzo zyskują. W dużej mierze dzięki aranżacyjnym smaczkom i znakomitej produkcji, za którą odpowiada mocno wyjałowiony ostatnio Timbaland. Nie ma obawy, tym razem spisał się na medal. Sam Justin śpiewa na luzie, jakby od niechcenia – to nie jest wokalne mistrzostwo świata, ale i tak dzisiaj mało kto mu dorównuje.
Myślę, że każdy miłośnik inteligentnej rozrywki na poziomie znajdzie tu coś dla siebie. Jednego zauroczy leniwe That Girl, kogoś innego roztańczone i funkujące Let The Groove Get In lub tęskne R&B w Pusher Love Girl, będące swoistym wyznaniem miłości niedawno poślubionej aktorce Jessice Biel. Ja też mam dwa swoje ulubione kawałki. Najpierw singlowy, soulowy, lekko swingujący Suit & Tie, pozytywnie urozmaicony raperskim popisem Jaya Z. To chyba jedyna kompozycja z hitowym potencjałem, ale i tak w bardzo specyficznym tego słowa znaczeniu. Jak wspomniałem, tu nie ma przebojów, to inny rodzaj rozrywki, ale jeśli wybierać coś tanecznego o niebanalnej melodii, to właśnie ten utwór (kolejny singel Mirrors z cukierkowym refrenem już jest zupełnie inny i nie umywa się do pierwszego). Z kolei „number one” jest dla mnie nagranie Don’t Hold The Wall, absolutny majstersztyk pod względem klimatu, brzmienia i atrakcyjnych przeszkadzajek, które ubarwiają tę niezwykłą kompozycję. Nie bez znaczenia jest delikatny, orientalny motyw w tle nagrania. Singla z tego nie będzie, ale jaka radość dla ucha.
Justin Timberlake nigdy nie był moim ulubionym wykonawcą i nie będzie nim teraz. Jednak trzeba zauważyć i docenić, że nagrał bardzo dobry album, który się nie nudzi po jednym przesłuchaniu (jak większość krążków muzyki rozrywkowej), a wręcz przeciwnie – z każdym kolejnym wchodzi coraz bardziej. Artysta pozostał sobą, nie poszedł na łatwiznę, nie chciał schlebiać masowym gustom oczekującym wszechobecnej popowej papki. JT przypomniał czasy, kiedy królował soul i rhythm&blues, a nie dance, muzyka klubowa, electropop i cholerni DJ-e, którym się we łbach pomieszało i udają muzyków. Duży szacun dla Timberlake’a. To jest gość….
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: