LAST STAND Likwidator

Last Stand Likwidator recenzja Arnold SchwarzeneggerLAST STAND
Likwidator

2013, USA
akcja, reż. Jee-woon Kim

altaltaltaltalt

No i co ja mam biedny napisać o kultowym mięśniaku, który spryczał tak, że aż przykro patrzeć? Drewniany Arnold Schwarzenegger nigdy nie był wybitnym aktorem, ale to nie przeszkodziło mu zostać wielkim idolem ekranu. Lata 90. należały do niego, potem była przerwa na karierę polityczną, ale zawsze powtarzał: I’ll be back. No więc powrócił. Wprawdzie nie w spektakularny sposób, bo nowy film z jego udziałem jest raczej przeciętny, ale fakt ten należy odnotować. Zapomniał o tym dystrybutor, który bez pokazów kinowych kieruje go od razu na DVD, czego nie potrafię zrozumieć. Czyżby firma Monolith bała się, że ludzie nie pójdą na Arnolda? Tyle badziewia jest na ekranie, a powrót ikony nie dostąpił tego zaszczytu? Tylko pogratulować wyczucia. Na domiar złego filmowi nadano idiotyczny tytuł, zupełnie odbiegający od jego fabuły. Co za kretyn to wymyślił? Może zamiast bandy dyletantów pora zatrudnić fachowców? Podwójna klapa firmy Monolith. Warto obserwować jej kolejne działania.
W zasadzie poza obecnością Arnolda nie da się wiele dobrego napisać o filmie pana Kima. Historia, jakich widzieliśmy tysiące: wielki narkotykowy boss w efektowny sposób ucieka z konwoju i zmierza ku meksykańskiej granicy. Odpowiedzialny za akcję agent FBI (drętwy jak zawsze Forest Whitaker) jest bezradny, ale z pomocą przychodzi mu nieustraszony i nieprzekupny szeryf przygranicznego miasteczka, przez które zbieg musi przejechać. To jest właśnie tytułowy Last Stand – ostatnie miejsce, które może go zatrzymać, ostatnia nadzieja, ostatni bastion. Zamiast sieknąć Likwidatora można było włożyć trochę inteligencji w wymyślenie tłumaczenia tytułu. Dlaczego uciekinier nie może ominąć miasteczka? Dlaczego tak drobiazgowo przygotowana akcja miałaby spalić na panewce w tak głupi sposób? Lepiej nie doszukiwać się sensu i nie zadawać podobnych pytań tylko rozkoszować się widowiskową rozpierduchą w starym stylu i kilkoma niezłymi tekstami. Nie za wiele tego, ale… jak to mówią, nie co dzień jest niedziela.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: