
Steven okazał się przemiłym człowiekiem, jakże dalekim od zmanierowanych i nadętych muzyków, których jakże często można spotkać. Mimo zmęczenia kilkugodzinną sesją z dziennikarzami oraz krótką wizytą w Trójce u Piotra Kaczkowskiego, z przyjemnością opowiadał różne ciekawe historyjki związane ze swoją pracą i nową płytą, jak też komentował kondycję rynku muzycznego na świecie. Z autentycznym zaciekawieniem słuchał nowinek o polskich wykonawcach, zresztą nieźle zna twórczość tych z kręgu art rocka. Chociaż cała wizyta trwała niecałą dobę i już wczoraj wieczorem zawiozłem go na lotnisko), znaleźliśmy czas na wizytę w warszawskim sklepie muzycznym, gdzie Steven kupił kilka płyt winylowych (Czesław Niemen, SBB), które namiętnie zbiera. Odniosłem wrażenie, że ta część dnia sprawiła mu największą radość.



Pytany o przyszłość Porcupine Tree rozłożył ręcę mówiąc mi, że jest skupiony na własnym projekcie, który tworzy ze wspaniałą grupą muzyków, i w tej chwili nie myśli o niczym innym. Wydaje mi się, że to może oznaczać koniec, a przynajmniej zawieszenie działalności zespołu, który kilkakrotnie odwiedzał Polskę i przez dwie dekady dostarczał nam wielu muzycznych wrażeń i wzruszeń. Nic nie trwa wiecznie, a trzeba iść do przodu. Słuchając nowej muzyki Wilsona całkowicie rozumiem jego decyzję. Ale jeszcze będzie pora ją opisać, gdy płyta pojawi się na rynku.
Steven barwnie snuł opowieści o historiach zawartych na albumie. Jeden z utworów opowiada o ulicznym grajku, który przez całe życie siedział na rogu ulicy i umilał ludziom życie swoją muzyką. Jednak nikt zdawał się go nie zauważać. Muzyk zmarł i powrócił jako duch, by dalej grać w tym samym miejscu. Nikt wokoło nie zauważył żadnej zmiany – nasz bohater zdawał się być również za życia jedynie duchem, kompletnie obojętnym dla zaganianych i skupionych na sobie ludzi.
Płyta nosi tytuł The Raven That Refused To Sing (And Other Stories) – Kruk, który nie chciał śpiewać (odmówił śpiewania) i inne historie. Utwór tytułowy mówi o rozpaczy po utraconej w dzieciństwie siostrze. Osamotniony brat tak bardzo za nią tęskni, że widzi ją w postaci kruka, który przesiaduje nieopodal. Wierzy, że to reinkarnacja jego zmarłej siostrzyczki. Błaga, by ptak do niego przemówił, by zaśpiewał…. Jednak kruk milczy.
Takie i inne opowieści znajdziemy na nadchodzącym albumie Stevena Wilsona. Na koniec zacytuję jedną z wielu złotych myśli muzyka, który dużo opowiadał o pasji do tworzenia, o różnym podejściu do tego procesu. Mówił, jak wiele młodych zespołów przynosi mu swoje nagrania mówiąc, że brzmią jak Porcupine Tree i zakładając, że twórca tej grupy z przyjemnością posłucha podróbek i kopii własnej twórczości. Spotykał wielu świetnych muzyków, ich nagrania były sterylne, do bólu prawidłowe, zrobione niemal według podręcznika, ale czegoś w nich brakowało. Nie miały duszy. Ujął to w jednym krótkim zdaniu:„zamiast stu perfekcyjnych technicznie ale beznamiętnych nut lepiej zagrać jedną, która poruszy twoje serce”. O tym często zapominają absolwenci uczelni muzycznych.
Dzięki Steven za barwne opowieści i za miły dzień.



Pytany o przyszłość Porcupine Tree rozłożył ręcę mówiąc mi, że jest skupiony na własnym projekcie, który tworzy ze wspaniałą grupą muzyków, i w tej chwili nie myśli o niczym innym. Wydaje mi się, że to może oznaczać koniec, a przynajmniej zawieszenie działalności zespołu, który kilkakrotnie odwiedzał Polskę i przez dwie dekady dostarczał nam wielu muzycznych wrażeń i wzruszeń. Nic nie trwa wiecznie, a trzeba iść do przodu. Słuchając nowej muzyki Wilsona całkowicie rozumiem jego decyzję. Ale jeszcze będzie pora ją opisać, gdy płyta pojawi się na rynku.

Steven barwnie snuł opowieści o historiach zawartych na albumie. Jeden z utworów opowiada o ulicznym grajku, który przez całe życie siedział na rogu ulicy i umilał ludziom życie swoją muzyką. Jednak nikt zdawał się go nie zauważać. Muzyk zmarł i powrócił jako duch, by dalej grać w tym samym miejscu. Nikt wokoło nie zauważył żadnej zmiany – nasz bohater zdawał się być również za życia jedynie duchem, kompletnie obojętnym dla zaganianych i skupionych na sobie ludzi.
Płyta nosi tytuł The Raven That Refused To Sing (And Other Stories) – Kruk, który nie chciał śpiewać (odmówił śpiewania) i inne historie. Utwór tytułowy mówi o rozpaczy po utraconej w dzieciństwie siostrze. Osamotniony brat tak bardzo za nią tęskni, że widzi ją w postaci kruka, który przesiaduje nieopodal. Wierzy, że to reinkarnacja jego zmarłej siostrzyczki. Błaga, by ptak do niego przemówił, by zaśpiewał…. Jednak kruk milczy.
Takie i inne opowieści znajdziemy na nadchodzącym albumie Stevena Wilsona. Na koniec zacytuję jedną z wielu złotych myśli muzyka, który dużo opowiadał o pasji do tworzenia, o różnym podejściu do tego procesu. Mówił, jak wiele młodych zespołów przynosi mu swoje nagrania mówiąc, że brzmią jak Porcupine Tree i zakładając, że twórca tej grupy z przyjemnością posłucha podróbek i kopii własnej twórczości. Spotykał wielu świetnych muzyków, ich nagrania były sterylne, do bólu prawidłowe, zrobione niemal według podręcznika, ale czegoś w nich brakowało. Nie miały duszy. Ujął to w jednym krótkim zdaniu:„zamiast stu perfekcyjnych technicznie ale beznamiętnych nut lepiej zagrać jedną, która poruszy twoje serce”. O tym często zapominają absolwenci uczelni muzycznych.
Dzięki Steven za barwne opowieści i za miły dzień.
Udostępnij