BUCKY LARSON: BORN TO BE A STAR
Bucky Larson: Urodzony gwiazdor
2011, USA
komedia, reż. Tom Brady
Adam Sandler to kiedyś był naprawdę fajny facet. Grywał sympatyczne role w miłych, rozrywkowych filmach. Od pewnego jednak czasu błądzi niemiłosiernie. Co film, to kandydat do Złotej Maliny. Nie dość, że źle dobeira filmy, to jeszcze sam zaczął tworzyć scenariusze (nie do końca sam, ale jednak), a te są jeszcze gorsze. Po koszmarku Jack i Jill, w którym nawet zagrał obydwie role, został współscenarzystą filmu Bucky Larson: Urodzony gwiazdor. Mam dylemat, który z tych dwóch filmów jest gorszy. Chyba jednak ten drugi.
Bucky Larson, fajtłapowaty przygłup o wyglądzie wiewiórki, mieszka w małym miasteczku z rodzicami. Przypadkowo odkrywa, że jego starzy byli gwiazdami filmów porno w latach 70. Postanawia pojechać do Hollywood i pójść w ich ślady. Wprawdzie według ekspertów filmowego biznesu nie ma nic ciekawego do pokazania, ale to tylko pozory. Nieśmiały prawiczek dochodzi na zawołanie, do tego kilkakrotnie. Nieważne, że to fizycznie niemożliwe ani że niewielki z tego pożytek dla kobiety – w biznesie porno i tak staje się największą gwiazdą. Jeśli więc kogoś to śmieszy – zapraszam. Poziom klozetowy, albo jeszcze niżej. Śmiać się nie ma z czego, można co najwyżej zapłakać nad upadkiem Sandlera i współczuć tym, którzy uważają taki humor za fajny. Nie mam wątpliwości, że w Polsce znajdzie się takich wielu. W USA również. Ja dziękuję.