YUMA
2012, Polska
sensacyjny, dramat, reż. Piotr Mularuk
wyst. Jakub Gierszał, Katarzyna Figura, Tomasz Kot
Słowo juma wywodzi się z rejonów nadgranicznych i określa kradzież towarów w zachodnich, głównie niemieckich sklepach. Przestępstwo musiało być dokonane poza terytorium Polski – właśnie to odróżniało je od standardowej kradzieży. Juma zwana była wtórnym, słowiańskim, sprawiedliwym podziałem dóbr osobistych. Taką właśnie działalnością w filmie Piotra Mularuka trudni się Zyga (Jakub Gierszał) wraz z kolegami, mieszkaniec przygranicznego polskiego miasteczka 3 lata po upadku PRL. Proceder obserwujemy od samego początku. Jesteśmy świadkami, jak dobry polski chłopak stopniowo zmienia się w lokalnego gangstera. Otwarcie granic otworzyło również oczy – na tle przepełnionych luksusowymi dobrami niemieckich sklepów Polacy coraz wyraźniej zauważali lokalną biedę (która przecież nagle nie zniknęła po zmianie władzy i ustroju). W szarym i smutnym Brzegu, gdzie wciąż szczytem marzeń są oryginalne adidasy, ludzie postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i wyrównać wojenne rachunki. Zyga za namową przedsiębiorczej ciotki (Katarzyna Figura) przemyca do kraju kradzione w niemieckich sklepach towary, obdarowując nimi mieszkańców, czym zyskuje poważanie i szacunek lokalnej społeczności, ale zarazem naraża się rosyjskiemu gangsterowi Opatowi (Tomasz Kot). Zyga, który w głębi duszy pozostaje dobrym człowiekiem (film jest tak poprowadzony, że widz sympatyzuje z łamiącym prawo Polakiem), z niepokojem zauważa, że jego kumplom drobne kradzieże już nie wystarczają. Powoli traci nad nimi kontrolę. Dokąd to doprowadzi? Trzeba obejrzeć i zobaczyć.
Yuma to z pewnością jedna z najciekawszych polskich produkcji tego roku. Wprawdzie Gierszał ma zbyt chłopięcą urodę do roli bezwzględnego złodzieja, ale generalnie pod względem aktorskim wszyscy dają radę. Ciekawa, choć dość przewidywalna i schematyczna, jest również sama historia. Po wlokącym się trochę początku film nabiera tempa i dalej dobrze się go ogląda. Mało jest filmów o czasach transformacji ustrojowej. Może dlatego niektórzy tak miło wspominają czasy PRL – bo nie pamiętają, jak naprawdę było. Polska Mularuka jest szara i ponura, ale taka właśnie była. Nawet jeśli pewne elementy są nieco przejaskrawione, to w końcu reżyser nie nakręcił filmu dokumentalnego. To jego własna opowieść o czasach, gdy po 50 latach niewoli sowieckiej i zacofania, w jakim żyliśmy, zostało otwarte okno na wymarzony Zachód. Można było pojechać do Berlina i porównać. Zobaczyć, co moglibyśmy mieć, gdyby po wojnie nie podjęto pewnych decyzji. Oczywiście nie wszędzie było aż tak źle, nie każda polska dziewczyna marzyła o wyrwaniu się z kraju z byle Niemcem, nie każdy policjant czy celnik był przekupiony i nie wszystkie majątki powstawały w nielegalny sposób. Ale w tym filmie jest wiele prawdy. Gorzkiej prawdy, o której wolimy nie pamiętać. Duże brawa dla reżysera za podjęcie trudnego tematu i przedstawienie go w ciekawy sposób. Szkoda tylko, że wszystkie postacie są czarno-białe. Aż trudno uwierzyć, że nie ma ludzi uczciwych, wszyscy są w zmowie bo każdy musi dostać swoją działkę (nawet niemiecki celnik, bo – jak mówi zaprzyjaźniony strażnik na granicy: Niemiec też człowiek), a jedyna osoba w filmie, która pragnie ukrócić złodziejski proceder, robi to z nieczystych pobudek (policjant mający stare porachunki z Zygą) i nie daje się lubić. Mimo to gorąco polecam ten film. Ciekawa obserwacja ludzkich charakterów, skłaniająca do wspomnień i głębokich refleksji.
Film obowiązkowo powinni obejrzeć ludzie zauroczeni Jarosławem Kaczyńskim, który z rozrzewnieniem wspomina czasy PRL (nic dziwnego, żył tam sobie jak pączek w maśle) i jawnie tęskni za podobną dyktaturą (jednej partii i jednego wodza). Takiej właśnie Polski chce Kaczyński: odizolowanej od złych sąsiadów, gdzie wszyscy są równi w biedzie i nie ma tak znienawidzonego przez niego establishmentu, ludzi sukcesu, którzy mieli czelność dorobić się dużych majątków. W Yumie wszyscy są biedni, a gdy chcą mieć więcej – kradną bogatym. Takie jest ich prawo, i taka jest ich sprawiedliwość.
Yuma to z pewnością jedna z najciekawszych polskich produkcji tego roku. Wprawdzie Gierszał ma zbyt chłopięcą urodę do roli bezwzględnego złodzieja, ale generalnie pod względem aktorskim wszyscy dają radę. Ciekawa, choć dość przewidywalna i schematyczna, jest również sama historia. Po wlokącym się trochę początku film nabiera tempa i dalej dobrze się go ogląda. Mało jest filmów o czasach transformacji ustrojowej. Może dlatego niektórzy tak miło wspominają czasy PRL – bo nie pamiętają, jak naprawdę było. Polska Mularuka jest szara i ponura, ale taka właśnie była. Nawet jeśli pewne elementy są nieco przejaskrawione, to w końcu reżyser nie nakręcił filmu dokumentalnego. To jego własna opowieść o czasach, gdy po 50 latach niewoli sowieckiej i zacofania, w jakim żyliśmy, zostało otwarte okno na wymarzony Zachód. Można było pojechać do Berlina i porównać. Zobaczyć, co moglibyśmy mieć, gdyby po wojnie nie podjęto pewnych decyzji. Oczywiście nie wszędzie było aż tak źle, nie każda polska dziewczyna marzyła o wyrwaniu się z kraju z byle Niemcem, nie każdy policjant czy celnik był przekupiony i nie wszystkie majątki powstawały w nielegalny sposób. Ale w tym filmie jest wiele prawdy. Gorzkiej prawdy, o której wolimy nie pamiętać. Duże brawa dla reżysera za podjęcie trudnego tematu i przedstawienie go w ciekawy sposób. Szkoda tylko, że wszystkie postacie są czarno-białe. Aż trudno uwierzyć, że nie ma ludzi uczciwych, wszyscy są w zmowie bo każdy musi dostać swoją działkę (nawet niemiecki celnik, bo – jak mówi zaprzyjaźniony strażnik na granicy: Niemiec też człowiek), a jedyna osoba w filmie, która pragnie ukrócić złodziejski proceder, robi to z nieczystych pobudek (policjant mający stare porachunki z Zygą) i nie daje się lubić. Mimo to gorąco polecam ten film. Ciekawa obserwacja ludzkich charakterów, skłaniająca do wspomnień i głębokich refleksji.
Film obowiązkowo powinni obejrzeć ludzie zauroczeni Jarosławem Kaczyńskim, który z rozrzewnieniem wspomina czasy PRL (nic dziwnego, żył tam sobie jak pączek w maśle) i jawnie tęskni za podobną dyktaturą (jednej partii i jednego wodza). Takiej właśnie Polski chce Kaczyński: odizolowanej od złych sąsiadów, gdzie wszyscy są równi w biedzie i nie ma tak znienawidzonego przez niego establishmentu, ludzi sukcesu, którzy mieli czelność dorobić się dużych majątków. W Yumie wszyscy są biedni, a gdy chcą mieć więcej – kradną bogatym. Takie jest ich prawo, i taka jest ich sprawiedliwość.