FREELANCERS
Freelancers
2012, USA
dramat, reż. Jessy Terrero
Malo, syn zabitego nowojorskiego gliniarza, idzie w ślady ojca. Po ukończeniu akademii policyjnej trafia pod opiekę partnera ojca, kapitana Sarcone (Robert De Niro), który wprowadza go do specjalnego oddziału, który pod pozorem walki z przestępczością ściąga haracz od lokalnych dilerów i niejako legalizuje ich działalność. Łatwa kasa kusi młodego adepta ale ciągłe testy lojalności każą mu mocno przemyśleć podjętą decyzję. Przecież ślubował służyć prawu i łapać bandytów, a nie współpracować z nimi.
Czy nie macie wrażenia, że taki scenariusz pasuje do wielu filmów? Wszystko już było, i to w lepszym wykonaniu. Freelancers to kolejny film z raperem Curtisem „50 Cent” Jacksonem, któremu fach aktorski jest raczej obcy (przez cały film ma jeden wyraz twarzy), a jednak znowu dostał główną rolę. W nudnym i nijakim filmie, ale jednak. Od czasu autobiograficznego Get Rich Or Die Tryin’ jego kariera aktorska nabrała tempa. Gra w kilku filmach rocznie i nie ma czasu na nagrywanie płyt (jedna na dwa, trzy lata). Zresztą pal licho 50 Centa, ale co tutaj robi Forest Whitaker? A jeszcze lepiej – po co w takiej produkcji niskich lotów zagrał Robert De Niro? Traci wyczucie na starość czy gra we wszystkim, co mu zaproponują? Scenariusz jest banalny, film jest przewidywalny i nie wzbudza najmniejszych emocji. Może dlatego, że dobrzy aktorzy są po stronie zła, a drewniany raper jest nijaki i zupełnie nie potrafi odegrać wewnętrznej walki, którą powinien przeżywać? Tak czy inaczej szkoda czasu na ten film, chyba że nie macie nic innego do roboty. Nie polecam. Druga, niepełna gwiazdka (niestety, nie przyznaję połówek) za udział dwóch dobrych aktorów, ale ich gra niewiele wnosi. Jest dostosowana do poziomu scenariusza i wcale nie nobilituje filmu. Raczej źle świadczy o ich wyczuciu.
Czy nie macie wrażenia, że taki scenariusz pasuje do wielu filmów? Wszystko już było, i to w lepszym wykonaniu. Freelancers to kolejny film z raperem Curtisem „50 Cent” Jacksonem, któremu fach aktorski jest raczej obcy (przez cały film ma jeden wyraz twarzy), a jednak znowu dostał główną rolę. W nudnym i nijakim filmie, ale jednak. Od czasu autobiograficznego Get Rich Or Die Tryin’ jego kariera aktorska nabrała tempa. Gra w kilku filmach rocznie i nie ma czasu na nagrywanie płyt (jedna na dwa, trzy lata). Zresztą pal licho 50 Centa, ale co tutaj robi Forest Whitaker? A jeszcze lepiej – po co w takiej produkcji niskich lotów zagrał Robert De Niro? Traci wyczucie na starość czy gra we wszystkim, co mu zaproponują? Scenariusz jest banalny, film jest przewidywalny i nie wzbudza najmniejszych emocji. Może dlatego, że dobrzy aktorzy są po stronie zła, a drewniany raper jest nijaki i zupełnie nie potrafi odegrać wewnętrznej walki, którą powinien przeżywać? Tak czy inaczej szkoda czasu na ten film, chyba że nie macie nic innego do roboty. Nie polecam. Druga, niepełna gwiazdka (niestety, nie przyznaję połówek) za udział dwóch dobrych aktorów, ale ich gra niewiele wnosi. Jest dostosowana do poziomu scenariusza i wcale nie nobilituje filmu. Raczej źle świadczy o ich wyczuciu.