TOWER HEIST
Zemsta cieciów
2011, USA
komedia, akcja, reż. Brett Ratner
Zemsta cieciów (specjaliści od polskich tytułów znów się popisali) to lekki i sympatyczny film na niezbyt lekki, a wręcz całkiem poważny i z życia wzięty temat. Opowiada historię grupy pracowników wieżowca (o niezwyle oryginalnej nazwie „Tower”), których fundusz emerytalny został zdefraudowany przez właściciela budynku, Arthura Shawa. Gdy wychodzą na jaw malwersacje bogacza mieszkającego na ostatnim piętrze apartamentowca, a FBI nie jest w stanie mu wiele udowodnić, menedżer personelu w budynku Josh Kovacs (w tej roli Ben Stiller) postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i ukarać oszusta. Zamierza włamać się do mieszkania i oczyścić jego sejf. W ten sposób wyrówna straty i przynajmniej częściowo zrehabilituje się przed pracownikami, których oszczędności powierzył milionerowi bez ich zgody. Ponieważ nie zna się takiej robocie, zatrudnia do pomocy drobnego złodziejaszka Slide’a – w tej roli Eddie Murphy, którego dobry występ warto odnotować. Gliniarz z Beverly Hills w skórze wygadanego złodzieja czuje się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Wreszcie nie odgrywa roli kretyna a la Norbit czy Dr Dolittle. W tym filmie nie przegina, hamuje swoją nadmierną gadatliwość ani zbytnio nie eksponuje dyżurnego zestawu durnych min, dzięki czemu wypada naprawdę świetnie.
Fabuła Tower Heist jest dość naiwna, a sama akcja jeszcze bardziej, ale pamiętajmy, że to film robiony z dużym przymrużeniem oka. W tego typu produkcjach na ogół przyjęte jest założenie, że dobro zwycięży, winny poniesie karę, a nawet z najtrudniejszej sytuacji (jak np. zapakowanie samochodu do windy w hotelu, jeszcze tak, by nikt nie zauważył) zawsze jest jakieś proste wyjście. Film do pewnego momentu jest bardzo poważny, tak jak poważna jest sytuacja oszukanych ludzi. Cyniczna postać Shawa i wątek spekulacji cudzymi oszczędnościami do złudzenia przypomina losy Bernarda Madoffa i jego piramidy finansowej. Tylko że w życiu nie jest łatwo odzyskać utracone pieniądze. W filmie za to wszystko jest proste jak budowa cepa, zaś sam tytułowy skok (heist) jest tak absurdalny, że aż zabawny. I chyba tylko o to chodzi, o dobrą zabawę, bo sensu ani logiki za grosz w tym nie ma. Film jest jednak na tyle sympatyczny i miły w odbiorze, że można mu darować niedoskonałości scenariusza.
Fabuła Tower Heist jest dość naiwna, a sama akcja jeszcze bardziej, ale pamiętajmy, że to film robiony z dużym przymrużeniem oka. W tego typu produkcjach na ogół przyjęte jest założenie, że dobro zwycięży, winny poniesie karę, a nawet z najtrudniejszej sytuacji (jak np. zapakowanie samochodu do windy w hotelu, jeszcze tak, by nikt nie zauważył) zawsze jest jakieś proste wyjście. Film do pewnego momentu jest bardzo poważny, tak jak poważna jest sytuacja oszukanych ludzi. Cyniczna postać Shawa i wątek spekulacji cudzymi oszczędnościami do złudzenia przypomina losy Bernarda Madoffa i jego piramidy finansowej. Tylko że w życiu nie jest łatwo odzyskać utracone pieniądze. W filmie za to wszystko jest proste jak budowa cepa, zaś sam tytułowy skok (heist) jest tak absurdalny, że aż zabawny. I chyba tylko o to chodzi, o dobrą zabawę, bo sensu ani logiki za grosz w tym nie ma. Film jest jednak na tyle sympatyczny i miły w odbiorze, że można mu darować niedoskonałości scenariusza.