VOW
I że cię nie opuszczę
2012, USA, Wielka Brytania, Australia
melodramat, reż. Michael Sucsy
Bardzo oryginalny pomysł przełożony na ekran. W wyniku wypadku Paige (Rachel McAdams) częściowo traci pamięć gubiąc ostatnie 5 lat życia. Wprawdzie zna swoje nazwisko, kojarzy rodziców i dawne wydarzenia, jednak nie pamięta swojego męża, w którym była szaleńczo zakochana. Gdy przysięga „i że cię nie opuszczę” przestaje działać, Leo (Channing Tatum) jest zmuszony od nowa walczyć o jej miłość. A nie jest to łatwe zadanie. W kolejce czekają bowiem natarczywi rodzice (Sam Neill i Jessica Lange), z którymi Paige zerwała wszelkie stosunki, widzący w wypadku córki wspaniałą okazję, by naprawić zepsute relacje. Jest też Jeremy, narzeczony sprzed 5 lat, który nadal ją kocha i którego Paige doskonale pamięta. Nie pamięta jednak, dlaczego zerwali.
To takie trochę ckliwe, walentynkowe kino, ale nic w tym złego. Przynajmniej nie dostaliśmy kolejnej mdłej, przewidywalnej historyjki, jakich były tysiące. Tutaj temat jest bardzo poważny, do tego inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Obawiałem się banalnej końcówki, ale reżyser stanął na wysokości zadania zostawiając pewne niedopowiedzenie i pole do dywagacji. Podobnie udał mu się dobór aktorów, którzy nie grają może koncertowo, ale są autentyczni. Tatum bardzo kocha żonę i widać jak cierpi, nie mogąc przywołać jej wspomnień. Jest tak troskliwy, cierpliwy i delikatny, że z miejsca zdobywa sympatię widza. Tym bardziej, że jego rozpaczliwa walka o miłość nie ma w sobie nic z egoizmu. Gotów jest poświęcić swoje szczęście, byle tylko uszczęśliwić ukochaną. Ten pozytywny wydźwięk filmu tylko dodaje mu uroku. Tylko czy w życiu taka bezinteresowna miłość się w ogóle zdarza? Niech każdy sam sobie odpowie.
To takie trochę ckliwe, walentynkowe kino, ale nic w tym złego. Przynajmniej nie dostaliśmy kolejnej mdłej, przewidywalnej historyjki, jakich były tysiące. Tutaj temat jest bardzo poważny, do tego inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Obawiałem się banalnej końcówki, ale reżyser stanął na wysokości zadania zostawiając pewne niedopowiedzenie i pole do dywagacji. Podobnie udał mu się dobór aktorów, którzy nie grają może koncertowo, ale są autentyczni. Tatum bardzo kocha żonę i widać jak cierpi, nie mogąc przywołać jej wspomnień. Jest tak troskliwy, cierpliwy i delikatny, że z miejsca zdobywa sympatię widza. Tym bardziej, że jego rozpaczliwa walka o miłość nie ma w sobie nic z egoizmu. Gotów jest poświęcić swoje szczęście, byle tylko uszczęśliwić ukochaną. Ten pozytywny wydźwięk filmu tylko dodaje mu uroku. Tylko czy w życiu taka bezinteresowna miłość się w ogóle zdarza? Niech każdy sam sobie odpowie.