LIMITLESS
Jestem Bogiem
2011, USA
thriller, reż. Neil Burger
To nietuzinkowy i bardzo intrygujący film, oparty na znakomitym pomyśle. Eddie (Bradley Cooper), typowy życiowy nieudacznik, dostaje szansę wypróbowania pewnej magicznej pigułki, która uwalnia pełne moce ludzkiego umysłu. Daje nieograniczone (limitless) możliwości – oczywiście w Polsce jakiś kretyn musiał nadać tytuł Jestem Bogiem. Eddie szybko osiąga sukces, ale każdy pakt z diabłem ma swoją cenę. Pigułka uzależnia, nie można jej odstawić. A Eddie nie jest jedynym chętnym na korzystanie z jej dobrodziejstw.
Film trzyma poziom – niezłe tempo akcji (nawet nie mamy czasu zastanawiać się nad mieliznami scenariusza), dobra gra aktorska (oprócz Coopera jest też w epizodycznej roli Robert De Niro) i świetne zdjęcia, których odpowiedni montaż świetnie podkreśla dynamikę obrazu. Właściwie to wystarczająca rekomendacja, by film obejrzeć. Nie jest to bardzo ambitne kino, ale zapewnia rozrywkę na niezłym poziomie nie zmuszając do głębokich refleksji. Chyba że do własnej interpretacji zakończenia, które nieco rozczarowuje. Ale z drugiej strony – jakież inne mogło być? Chyba sam twórca trochę przekombinował i nie miał pomysłu, jak wybrnąć ze skomplikowanej sytuacji.
Absolutnie nie odbieram obrazu Neila Burgera jako gloryfikację narkomanii. Wręcz przeciwnie. Moim zdaniem jest tu ukryta ironia – autor naśmiewa się z lekomanów, którym do życia potrzebne są wszelkie wspomagacze, nawet jeśli to placebo. Bez nich nie potrafią funkcjonować. Ślepa wiara ludzi w magiczną moc różnego rodzaju tabletek jest sprytnie wykorzystywana przez koncerny farmaceutyczne. Tymczasem ludzki umysł jest limitless – nie ma ograniczeń i tylko od każdego człowieka zależy, czy potrafi jego możliwości wykorzystać.
Film trzyma poziom – niezłe tempo akcji (nawet nie mamy czasu zastanawiać się nad mieliznami scenariusza), dobra gra aktorska (oprócz Coopera jest też w epizodycznej roli Robert De Niro) i świetne zdjęcia, których odpowiedni montaż świetnie podkreśla dynamikę obrazu. Właściwie to wystarczająca rekomendacja, by film obejrzeć. Nie jest to bardzo ambitne kino, ale zapewnia rozrywkę na niezłym poziomie nie zmuszając do głębokich refleksji. Chyba że do własnej interpretacji zakończenia, które nieco rozczarowuje. Ale z drugiej strony – jakież inne mogło być? Chyba sam twórca trochę przekombinował i nie miał pomysłu, jak wybrnąć ze skomplikowanej sytuacji.
Absolutnie nie odbieram obrazu Neila Burgera jako gloryfikację narkomanii. Wręcz przeciwnie. Moim zdaniem jest tu ukryta ironia – autor naśmiewa się z lekomanów, którym do życia potrzebne są wszelkie wspomagacze, nawet jeśli to placebo. Bez nich nie potrafią funkcjonować. Ślepa wiara ludzi w magiczną moc różnego rodzaju tabletek jest sprytnie wykorzystywana przez koncerny farmaceutyczne. Tymczasem ludzki umysł jest limitless – nie ma ograniczeń i tylko od każdego człowieka zależy, czy potrafi jego możliwości wykorzystać.