FROM PARIS WITH LOVE
Pozdrowienia z Paryża
2010, Francja
akcja, reż. Pierre Morel
Są filmy, które mnie po prostu rozwalają. Pozdrowienia z Paryża to właśnie dobry przykład. Pełen absurdu i niedorzeczności, ale jednocześnie zabawny i genialny w swojej prostocie. Jeśli nie podejdziecie do niego z dystansem i przymrużeniem oka – to nie ma po co zaczynać seansu. Nie można go brać zbyt poważnie. Jeśli nastawicie się na znakomitą rozrywkę – z galopującą akcją, rewelacyjnymi tekstami i najlepszą od lat rolą Johna Travolty, to od razu biegnijcie do sklepu lub wypożyczalni.
Zastanawiam się, czy warto opisywać fabułę? Chyba niekoniecznie, bo jest ona tutaj mało istotna – w filmach akcji zawsze dobry ściga złego i na końcu go dopada. Tutaj jest tak samo, ale bardziej chodzi o zestawienie dwóch całkowicie przeciwstawnych postaci (to już obiecuje dużo zabawy) i wynikające z tego perypetie. Stonowany, grzeczny, trochę nieporadny pracownik ambasady w Paryżu James Reece dostaje zadanie, w którym ma go wspierać amerykański agent Charlie Wax (John Travolta), którego żywiołowość, pewność siebie, umiejętności i poczucie humoru całkowicie kontrastują z charakterem Jamesa. Zaczyna się niesamowita jazda, ze zwrotami akcji, strzelaninami, pościgami – tempo, tempo i jeszcze raz tempo. Oczywiście akcje są mocno przerysowane, Travolta jest wręcz nieśmiertelny, po jego ciosach ludzie padają jak muchy – taka jest konwencja tego filmu. Ale postać grana przez niego jest tak rozbrajająca, że można wybaczyć wszystkie fabularne bzdury i jedynie rozkoszować się jego totalnym luzem i świetnymi tekstami. Travolta przechodzi sam siebie, to rola stworzona specjalnie dla niego. I to tyle. Jak wspomniałem na początku – film po prostu rozwala. Nie ma sensu pisać więcej, bo to tak jakbym miał opisać kultowy Pulp Fiction z życiową rolą Travolty, gdzie przecież dialogi i sama jego gra decydują o wielkości filmu. Notabene w Pozdrowieniach z Paryża znalazło się miejsce na delikatną aluzję do tego filmu.
Zastanawiam się, czy warto opisywać fabułę? Chyba niekoniecznie, bo jest ona tutaj mało istotna – w filmach akcji zawsze dobry ściga złego i na końcu go dopada. Tutaj jest tak samo, ale bardziej chodzi o zestawienie dwóch całkowicie przeciwstawnych postaci (to już obiecuje dużo zabawy) i wynikające z tego perypetie. Stonowany, grzeczny, trochę nieporadny pracownik ambasady w Paryżu James Reece dostaje zadanie, w którym ma go wspierać amerykański agent Charlie Wax (John Travolta), którego żywiołowość, pewność siebie, umiejętności i poczucie humoru całkowicie kontrastują z charakterem Jamesa. Zaczyna się niesamowita jazda, ze zwrotami akcji, strzelaninami, pościgami – tempo, tempo i jeszcze raz tempo. Oczywiście akcje są mocno przerysowane, Travolta jest wręcz nieśmiertelny, po jego ciosach ludzie padają jak muchy – taka jest konwencja tego filmu. Ale postać grana przez niego jest tak rozbrajająca, że można wybaczyć wszystkie fabularne bzdury i jedynie rozkoszować się jego totalnym luzem i świetnymi tekstami. Travolta przechodzi sam siebie, to rola stworzona specjalnie dla niego. I to tyle. Jak wspomniałem na początku – film po prostu rozwala. Nie ma sensu pisać więcej, bo to tak jakbym miał opisać kultowy Pulp Fiction z życiową rolą Travolty, gdzie przecież dialogi i sama jego gra decydują o wielkości filmu. Notabene w Pozdrowieniach z Paryża znalazło się miejsce na delikatną aluzję do tego filmu.