DIVIDE
Divide
2011, Kanada, Niemcy, USA
thriller, reż. Xavier Gens
Xavier Gens, reżyser niezłego horroru Frontiére(s), i tym razem nie zawiódł. Divide to całkiem przyzwoity thriller, doskonale obrazujący zło tkwiące w człowieku, które uwalnia się w sytuacji całkowitej bezkarności. Niby nic nowego (patrz: kibole – zakapturzeni bandyci silni w dużej grupie, gdy pozostają anonimowi), a jednak skłania do refleksji na temat ludzkiej natury. Dlaczego człowiek jest tak zły skoro jest stworzony na podobieństwo Boga? Chyba Bóg nie może być dumny ze Swego dzieła.
Fabuła jest prosta: nastąpił wybuch jądrowy, Nowy Jork został zrównany z ziemią. Osiem osób schroniło się w specjalnie przygotowanej na taki wypadek piwnicy pod jednym z budynków. Nie mogą wyjść, pomoc nie nadchodzi – a gdy już wydaje się, że tak, ratownicy okazują się zagrożeniem dla ocalałych. Grupa sąsiadów w obliczu nieznanego staje się coraz bardziej agresywna, gotowa się nawzajem gwałcić i torturować. I to jest właśnie istota filmu – reżyser pokazuje mroczną stronę ludzkiej natury, która uwalnia się w sytuacjach zagrożenia i niepewności. Sama końcówka filmu zostawia pewne niedopowiedzenie, niewiele wyjaśnia – raczej nawarstwia pytania. Brak puenty nie musi być jednak wadą. Przywykliśmy w Hollywood, że każdy amerykański film kończy się powiewającymi flagami, moralizatorską przemową lub czymś równie banalnym. Tutaj tego nie ma – reżyser celowo zostawia pole do interpretacji i domysłów. I bardzo dobrze.
Czy więc jest to film znakomity? Nie do końca. Są spore niespójności logiczne i średnie kreacje aktorskie, wreszcie samo napięcie, tak dobrze budowane od samego początku, w drugiej połowie filmu nieco siada: zachowania stają się przewidywalne, a sadyzm oprawców zamiast straszyć – zaczyna irytować. Nie zmienia to jednak faktu, że Divide warto obejrzeć – nawet jeśli nie dowiemy się, kto zaatakował USA, kim są uzbrojeni ludzie ani dlaczego nie ratują ocalałych.
Fabuła jest prosta: nastąpił wybuch jądrowy, Nowy Jork został zrównany z ziemią. Osiem osób schroniło się w specjalnie przygotowanej na taki wypadek piwnicy pod jednym z budynków. Nie mogą wyjść, pomoc nie nadchodzi – a gdy już wydaje się, że tak, ratownicy okazują się zagrożeniem dla ocalałych. Grupa sąsiadów w obliczu nieznanego staje się coraz bardziej agresywna, gotowa się nawzajem gwałcić i torturować. I to jest właśnie istota filmu – reżyser pokazuje mroczną stronę ludzkiej natury, która uwalnia się w sytuacjach zagrożenia i niepewności. Sama końcówka filmu zostawia pewne niedopowiedzenie, niewiele wyjaśnia – raczej nawarstwia pytania. Brak puenty nie musi być jednak wadą. Przywykliśmy w Hollywood, że każdy amerykański film kończy się powiewającymi flagami, moralizatorską przemową lub czymś równie banalnym. Tutaj tego nie ma – reżyser celowo zostawia pole do interpretacji i domysłów. I bardzo dobrze.
Czy więc jest to film znakomity? Nie do końca. Są spore niespójności logiczne i średnie kreacje aktorskie, wreszcie samo napięcie, tak dobrze budowane od samego początku, w drugiej połowie filmu nieco siada: zachowania stają się przewidywalne, a sadyzm oprawców zamiast straszyć – zaczyna irytować. Nie zmienia to jednak faktu, że Divide warto obejrzeć – nawet jeśli nie dowiemy się, kto zaatakował USA, kim są uzbrojeni ludzie ani dlaczego nie ratują ocalałych.