CAFE
Kawiarenka
2011, USA
obyczajowy, reż. Marc Erlbaum
Nie mam pojęcia, o czy właściwie jest ten film. Obejrzałem, bo od lat lubię Jennifer Love Hewitt (konkretnie od premiery I Know What You Did Last Summer – Koszmar minionego lata w 1997 roku), ale nawet ona nie ratuje tego filmu. Akcja (słowo na wyrost, bo nie ma tu żadnej akcji) toczy się w tytułowej kawiarence, gdzie pracuje Claire. Przez tydzień obserwujemy kilku stałych bywalców, którzy cały czas siedzą, piją kawę, rozmawiają o różnych sprawach. I tyle. Nic ciekawego się nie dzieje. Życie toczy się leniwie i co dzień tak samo. No może poza nastolatką uporczywie wmawiającą jednemu z klientów, że jest awatarem, że tylko gra rolę w stworzonym przez nią wirtualnym świecie. Sama końcówka zupełnie absurdalna, przez co film ma jeszcze mniej sensu. Jedyne, co mi się podobało, to klimat tego miejsca (trochę nawiązujący do kafejki z moich ukochanych Przyjaciół) – jest miło, sympatycznie, wszyscy są życzliwi. To rzeczywiście musi być wirtualny świat.