ATHLETIC-REAL 0-0 Kolejna strata punktów bezradnego Realu

Athletic-Real 0-0 hiszpańska la liga 2017/2018

Po wtorkowym remisie z trzecioligowcem skala kompromitacji Realu Madryt w tym sezonie jest tak duża, że szkoda się denerwować – trzeba przejść nad tym do porządku dziennego i cieszyć się tym, co kiedyś było normą. Notabene „kompromitacja” to chyba najczęściej używane słowo przy recenzjach występów Realu w obecnym sezonie ligowym. Walka do ostatniej minuty, pełne zaangażowanie, pomysłowe akcje, rozbijanie rywali w puch – to już tylko puste hasła z przeszłości. Nic z tego nie ma obecnie i raczej z tym trenerem i tymi zawodnikami nie należy oczekiwać wielkich zmian ani królewskiego poziomu. Zidane zabetonował się na wszelką krytykę, robi dobrą minę do złej gry i zwala wszystko na przypadek. Coś za dużo tych przypadków… Tak czy inaczej grać trzeba i do tego jeszcze udawać, że ciągle są szanse na obronę mistrzostwa. Dzisiaj piłkarzy Zidane’a testowali Baskowie z Bilbao. Athletic po odejściu trenera Valverde do Barcelony jest daleki od swej najlepszej dyspozycji, ale Real Madryt również nie zachwyca, dlatego spotkanie na San Mamés nie miało faworyta, chociaż grały ze sobą mistrz Hiszpanii i drużyna z 16. miejsca tabeli, która trzy dni temu przegrała dwumecz w Pucharze Króla z trzecioligową Formenterą. Okazało się, że kiepska forma podopiecznych Zigandy i tak nie ma większego znaczenia – na ambitnego trzecioligowca to za mało, ale na Real Zidane’a w zupełności wystarczy. W słabiutkim meczu obie drużyny nie trafiły ani razu i podzieliły się punktami.

Zastanawiałem się, co pisać po tym meczu i czy w ogóle pisać. Może tylko kilka suchych faktów oraz na koniec refleksja natury ogólnej. Real przez większość spotkania dominował w Bilbao (tak słabych Basków dawno nie widziałem), ale nie wynikało z tego kompletnie nic. Jedna stuprocentowa sytuacja Benzemy, gdy Francuz trafił tylko w słupek, oraz po przerwie jedna dobra akcja madrytczyków zakończona zbyt lekkim strzałem Ronaldo plus uderzenie Portugalczyka w słupek. Trzeba też odnotować kolejny „wspaniały” popis kapitana drużyny. Ramos wrócił po kontuzji i od razu zarobił czerwoną kartkę (dwie żółte za dwukrotne uderzenie rywala w walce o piłkę). Była to jego 24. czerwona kartka obejrzana w koszulce Realu Madryt i 19. otrzymana tylko w rozgrywkach ligowych, tym samym Sergio Ramos stał się najczęściej wyrzucanym piłkarzem w historii La Ligi. Brawo! Cała reszta meczu nie wymaga opisu. To smutna kopanina dwóch kiepskich ekip, z których jedna ma optyczną przewagę, lecz nie wie co robić z piłką, nie ma żadnego pomysłu na rozegranie poza nudnym klepaniem i bezsensownymi wrzutkami, a druga lepiej operuje futbolówką, robi ciekawsze akcje, ale zupełnie nie umie ich wykończyć. Sytuacji podbramkowych jak na lekarstwo, jakości piłkarskiej niewiele, a poziom jak w polskiej Ekstraklasie. A przecież na boisku była madrycka once de gala, jedenastka z Cardiff, która rozgromiła Juventus w finale Ligi Mistrzów. Zaraz, zaraz… to ci sami ludzie? to było tak niedawno? trudno uwierzyć, bo mecz w Bilbao wyglądał jak spotkanie oldboyów

Już w listopadzie pisałem, że każde kolejne potknięcie przekreśla realne szanse na ponowne świętowanie pod Cibeles, teraz więc nie będę powtarzał, że Real nie obroni mistrzostwa. To wiadomo już od dawna, wypalenie madrytczyków widać gołym okiem. Co się stało z drużyną, która trzy miesiące temu rozbiła w puch Barcelonę i odnotowała 73 kolejne mecze ze strzelonym golem? Teraz ma na koncie aż 3 bezbramkowe remisy. Katastrofalna forma napastników (Ronaldo ma 2 gole! Benzema też, wyprzedza ich 47 piłkarzy w samej La Liga), brak pomysłu pomocników na ciekawe rozegranie, bezproduktywne wejścia bocznych obrońców (bo skrzydłowych nie ma w ogóle), apatyczność i brak reakcji Zidane’a (który wpuszcza zmienników dopiero po 80. minucie) – w efekcie nie tylko 8 punktów straty do Barcelony (która dzisiaj zgubiła punkty i Królewscy nie umieli tego wykorzystać), ale ogólnie najgorszy start sezonu od 9 lat. Nawet za Beníteza, którego zwolniono zatrudniając Francuza, Real grał dużo lepiej i miał i lepsze wyniki! Ostatnio tak źle było w 2008 roku, wtedy Real miał 26 punktów (o 2 mniej niż teraz, ale strzelił o 8 bramek więcej!) i tracił… 8 punktów do liderującej Barcelony (z którą następny mecz przegrał 0-2 – i tracił 11). Deja vu? Po porażce z Sevillą 3:4 posadę trenera stracił Bernd Schuster, który rok wcześniej poprowadził zespół do ligowego tytułu. Zidane’owi zwolnienie jeszcze nie grozi, ale analogia jest niepokojąca. Z Sevillą Real gra za tydzień, potem mecz z Barceloną…

Jakie są przyczyny kiepskiej postawy Los Blancos? Piszę o tym co tydzień w pomeczowych relacjach. W skrócie:
– zerowy wpływ na grę trenera drużyny (brak sensownej taktyki, pomysłu na grę poza wrzucaniem piłki do osamotnionych i schowanych napastników)
– zabicie rywalizacji w grupie przez uparte lansowanie pupilów bez formy (once de gala w każdym ważnym meczu)
– brak umiejętności motywowania piłkarzy do gry na 100 procent (w efekcie słynny „brak intensywności”, pressingu, zabijania meczów)
– zerowy wpływ podstawowych napastników na grę drużyny (Benzema znika w meczach i pokazuje się tylko po to, by zmarnować kolejna setkę, a Ronaldo w lidze bardziej pajacuje niż gra – walenie po trybunach z nieprzygotowanych pozycji, no look passy po autach, stepowanie koło piłki imitujące drybling z podaniem do tyłu, itd.)
– bezużyteczna pomoc, która nie wie co to prostopadłe zagrania otwierające drogę do bramki, i często uprawia sztukę dla sztuki
– brak odpowiedniej jakości ławki rezerwowych na skutek złego zaplanowania transferów z i do klubu
– brak zaufania trenera do zmienników, którzy gnuśnieją na trybunach (Francuz za rzadko sięga po rezerwowych, nie wykorzystuje potencjału ławki – nawet jeśli nie jest ona mocna, to once de gala też nie jest, więc trzeba podejmować ryzyko)
– brak reakcji trenera na wydarzenia meczowe, brak korekty ustawienia i rotacji/zmian w trakcie spotkań (nie liczę ruchów po 80. minucie)
– oderwanie trenera i piłkarzy od rzeczywistości (powtarzanie z uporem maniaka, że nie ma żadnego problemu, że zawartość meczów jest dobra, wszyscy się starają, i co najważniejsze – pracują dobrze na treningach, a że nic nie wpada do bramki – cóż, taki jest futbol, mamy pecha. Tyle).

Ostatnie 7 dni dało podstawy do wielu przemyśleń. Real grał z dwoma outsiderami (z miejsca 16. i 18.) oraz z trzecioligowcem. Wygrał w wielkich bólach tylko jeden mecz! To nawet nie wymaga komentarza, bo mecze z naprawdę silnymi rywalami dopiero nadejdą. Nie wiem, co bardziej niepokoi – brak świeżości w ekipie czy absurdalne przekonanie trenera, że wszystko jest dobrze. Chyba to drugie. Bo jeśli Zizou nie zauważa błędów (za które każdy inny już by wyleciał), nie ma szans, że coś poprawi. Jest marnym taktykiem i kiepskim motywatorem przywiązanym do wypalonych nazwisk. Wygraliśmy sporo pod jego wodzą, chwała za to, ale ten projekt stracił rację bytu. Dłuższe maskowanie tego faktu i pudrowanie rzeczywistości nie tylko nie przystoi, ale szkodzi klubowi. Ewidentnie brak jest nie tylko pomysłu na grę, ale pasji, żądzy zwycięstwa, pełnego zaangażowania panów piłkarzy. Bez porządnego przewietrzenia składu Real nie odzyska świeżości i zapału do gry, ale to nastąpi dopiero do latem. Jeśli w ogóle… Na razie trzeba przywyknąć do żenującej mizerii „najlepszej drużyny świata” i cieszyć się, gdy jakimś cudem coś się uda dobrze zrobić. Dzisiaj się nie udało, a Real zamiast walczyć o mistrzostwo musi teraz pilnować czwartego miejsca gwarantującego udział w Lidze Mistrzów. Ma 28 punktów, tyle samo co piąta Sevilla, którą podejmie w Madrycie za tydzień.


Minus meczu: Benzema, Ramos, Cristiano Ronaldo

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: