REAL-FUENLABRADA 2-2 Wstydliwy remis z trzecioligowcem w Madrycie

Real-Fuenlabrada 2-2 Puchar Króla 2017/2018Rewanżowy mecz 1/16 Pucharu Króla z trzecioligową Fuenlabradą to z jednej strony zbędna formalność, z drugiej okazja do wystawienia głębokich rezerw i przetestowania piłkarzy, którzy zwykle okupują ławkę lub trybuny. Dobre i to. Często zresztą ambicja, chęć pokazania się i głód gry młodych graczy gwarantuje dobre widowisko i grad bramek (jak rok temu, gdy w Madrycie Real strzelił 6 bramek Culturalowi Leonesa, a hat-trickiem popisał się nieodżałowany Mariano, w tym sezonie ładujący gola za golem we Francji). Po wygranej w pierwszym meczu 2-0 Real był oczywistym faworytem, ale wtedy zaprezentował się wyjątkowo mizernie strzelając gole nie z gry, lecz po wątpliwych rzutach karnych. Dziś była okazja naprawić ten wizerunek, a wiadomością dnia był powrót do składu Bale’a i Kovačicia po dwóch miesiącach przerwy. Chorwat zagrał od 1. minuty, Walijczyk wszedł po przerwie.

Real nie wygrał meczu. Nie naprawił wizerunku, raczej go jeszcze bardziej nadszarpnął. Remis 2-2 oczywiście daje awans madrytczykom do dalszej fazy rozgrywek, ale chwały im nie przynosi. Fuenlabrada grała z mistrzem Hiszpanii w Madrycie jak równy z równym będąc chwilami drużyną lepszą – lepiej zorganizowaną i bardziej skuteczną. Do przerwy zresztą prowadziła 1-0 po mocnym strzale Milli i błędzie Navasa w 27. minucie. A strzelić gola mogła i powinna była już na samym początku. Złośliwie mógłbym napisać, że ze strony Los Blancos było lepiej niż miesiąc temu, bo pierwszy – i jedyny (!) celny strzał przed przerwą Real oddał w 42. minucie, czyli dwie minuty wcześniej niż w Fuenlabradzie, ale nie trzeba zaciemniać obrazu – pierwsza połowa to totalna kompromitacja Realu Madryt B. Goście strzelili gola, mieli jeszcze dwie świetne okazje bramkowe, zaś madrytczycy tylko klepali w środku boiska. Niby inny skład, niby zawodnicy ruchliwi i przebojowi, a pomysłu nadal żadnego. Drużyny Zidane’a (czy to skład A, czy skład B) zapominają, że w futbolu nie chodzi o wymienianie podań bez końca – podania mają służyć tworzeniu sytuacji bramkowych, a tych było jak na lekarstwo. Jeden nieodgwizdany rzut karny po zagraniu ręką obrońcy nie zmieni fatalnej oceny występu młodzików. Skład był nadmiernie eksperymentalny, ale to żadne usprawiedliwienie. Tu mistrz Hiszpanii grał z trzecioligowcem i rezerwy Królewskich powinny sobie bez problemu poradzić. Skład pierwszy czy drugi, młodzi czy starzy – nie ma znaczenia, gra Realu Madryt Zidane’a w tym sezonie to śmiech na sali. Tylko że jest to śmiech przez łzy…

W drugiej połowie zapachniało sensacją, bo gra nadal była mizerna, a w 60. minucie Cata Díaz trafił w poprzeczkę. Mogło być 2-0. Wtedy jednak nastąpił zwrot – na boisku pojawił się Gareth Bale i zaliczył prawdziwe wejście smoka. W pierwszym kontakcie z piłką idealnie dośrodkował na głowę Borjy Mayorala i w 63. minucie zrobiło się 1-1. W minutę zrobił więcej niż jego niemrawi koledzy w godzinę. Kilka minut później znów Bale zamieszał w polu karnym, jego strzał obronił Pol, lecz dobitka Borjy była bezbłędna. Co robi Real Zidane’a po wyjściu na prowadzenie? Zamiast walczyć o kolejne bramki wprowadza tryb slow motion, tryb uśpienia, tryb obrony wyniku. Mieliśmy więc znów nudne klepanie, wycofywanie, oszczędzanie sił – tak bardzo panowie się zmęczyli grą z trzecioligowcem. A Fuenlabrada przeciwnie – była świeżą i wypoczęta, cierpliwie czekała na okazje do kontry i jedną z nich wykorzystała w 89. minucie, gdy stan meczu wyrównał Portilla. Remis stał się faktem, ambitni podopieczni Calderóna w pełni na niego zasłużyli. Real Madryt pokazał, jaką siłą dysponują jego rezerwy. Rok temu rozbił innego trzecioligowca 13-2, ale wtedy na boisku byli James, Morata i Mariano. Wtedy Królewscy mieli ławkę. Teraz mają ławeczkę. Zmiennicy nie pokazali niczego, co by ich uprawniało do gry w pierwszym składzie. Nieefektywny Theo, psujący dośrodkowania Achraf, zagubiony Ceballos, który nie zrobił ani jednej akcji godnej swego wielkiego (ponoć) talentu. Dobrze, że był Bale.

To pierwszy przypadek w historii klubu, gdy drużyna z 3. ligi wywozi z Madrytu punkt. Real awansował, ale wstyd pozostał. Jestem pewien, że Zidane i tak będzie zadowolony…


Plus meczu: Gareth Bale

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: