O tym, co się wydarzyło w Cardiff 3 czerwca 2017 można by pisać bardzo długo. W wielkim finale spotkały się dwie najlepsze drużyny tegorocznej Ligi Mistrzów. Real Madryt, który niedawno wygrał 33. mistrzostwo Hiszpanii i Juventus Turyn, który wygrał 33. mistrzostwo Włoch. Los Blancos, którzy męczyli się w rozgrywkach grupowych, by niczym walec przejść przez fazę pucharową odprawiając z bagażem 6 bramek Napoli, potem tak samo Bayern i Atlético z dwoma trafieniami mniej. Bianconeri ograli Porto, Barcelonę i Monaco, a ich wielkim osiągnięciem były zaledwie 3 stracone bramki w 12 meczach. Nawet Barcelona z Messim, Suárezem i Neymarem w dwumeczu nie umiała strzelić Buffonowi ani jednego gola. Juventus chciał się odegrać za pamiętny finał z 1998 roku, a Real za późniejsze porażki, z tą ostatnią dwa lata temu, gdy 2 gole na wagę awansu strzelił wychowanek Realu Morata, występujący wtedy u turyńczyków.
Można pisać długo, ale te fakty niech wystarczą. Dwie silne ekipy, najlepsze w Europie, i obie niezwykle zmotywowane. Juve, które nie ma rywali w lidze krajowej (wygrywa ją już 6 lat z rzędu), chciało wreszcie potwierdzić prymat w Europie. Real z kolei marzył o Duodécimie – dwunastym Pucharze Europy i obronieniu tytułu, co w Lidze Mistrzów jeszcze nikomu się nie udało. Piłkarze Zidane’a biją wiele rekordów, więc czemu nie ten? Świetując mistrzostwo Hiszpanii na Cibeles Sergio Ramos obiecal fanom, że za dwa tygodnie tu powróci z kolejnym trofeum. Czy w tej sytuacji Real mógł przegrać? Obietnice trzeba spełniać więc madrytczycy wygrali, co nie powinno nikogo dziwić. Zdumiewa łatwość, z jaką tego dokonali. Wynik 4-1 mówi wszystko – Buffon w 90 minut puścił więcej bramek, niż w całych rozgrywkach.
Zaczęło się nerwowo i to Juventus dominował w pierwszej połowie. Jego akcje były dokładniejsze i kończone strzałami, które z trudem bronił Navas. Królewscy zaatakowali tylko raz, ale od razu skutecznie. W 20 minucie Cristiano Ronaldo precyzyjnie uderzył po podaniu Carvajala i zrobiło się 1-0. Entuzjazm nieco opadł kilka minut później, gdy Mandžukić wyrównał po niesamowitym strzale tyłem do bramki. Po zmianie stron grał już tylko jeden zespół. Królewscy przycisnęli, organizowali składne akcje i nie pozwalali na wiele rywalowi. W 61 minucie Casemiro huknął z 30 metrów i po rykoszecie pokonał Buffona, zaraz potem Ronaldo trafił po dośrodkowaniu Modricia i było po meczu. Tym samym Portugalczyk z 12 trafieniami został królem strzelców Ligi Mistrzów po raz piąty z rzędu! Jest też pierwszym piłkarzem w historii, który zdobył gola w trzech finałach tych elitarnych rozgrywek. Drużyna Zizou kontrolowała wydarzenia, a kropkę nad i postawił w 90 minucie młodziutki Asensio ustalając wynik na 4-1. 21-latek został tym samym najmłodszym strzelcem Realu w finałach wieńcząc sezon marzeń efektowną klamrą – to on strzelił pierwszego gola sezonu w meczu o Superpuchar z Sevillą, i to on go zamknął trafiając z Juventusem. Sezon, w którym Real strzelił 173 bramki. Sezon, w którym po raz pierwszy od 1958 roku Los Blancos wygrali dublet złożony z mistrzostwa kraju i Europy. Sezon najlepszy we współczesnych czasach.
Na analizy przyjdzie czas, dzisiaj pora na wielkie gratulacje dla całej ekipy. Dla zarządzającego osobowościami Zidane’a, dla dbającego o przygotowanie fizyczne Pintusa, i wreszcie dla samych piłkarzy – wszystkich bez wyjątku. Każdy był ważny i każdy przyczynił się do sukcesu. Finał wraz z ukochaną żoną mieliśmy przyjemność oglądać i przeżywać w miłym towarzystwie rodzimych madridistas w warszawskim Hulakula na zlocie fanów zorganizowanym przez stowarzyszenie Águila Blanca (polska peña Realu Madryt). Dziękujemy. Do zobaczenia za rok 🙂